Gdy prokuratura "pluje" na Państwo Polskie jego Obywatele nie mogą przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Muszą zareagować. Otwarcie parasola nie wystarczy.
W najnowszym numerze "Uważam Rze" (28/2012) redaktorzy nie udają, że tylko deszcz pada. Paweł Lisicki i Marek Pyza dają wyraz swojej dezaprobacie dla decyzji Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga o umorzeniu śledztwa ws. organizacji wizyt państwowych w Smoleńsku w 2010 r. Dezaprobatę publicystów podzielają miliony zwykłych obywateli i tysiące prawników.
Przytoczmy cytat z uzasadnienia decyzji:
" W niniejszej sprawie funkcjonariusze publiczni nie działali w celu spowodowania katastrofy ani nie przewidywali i nie mogli przewidzieć jej skutku".
Funkcjonariusze publiczni to członkowie rządu, kancelarii prezydenta i premiera, BOR-u, ambasady RP w Moskwie etc. a ich obowiązki to właściwa organizacja wizyt najważniejszych osób w państwie ze szczególnym uwzględnieniem bezpieczeństwa podróży, ochrony życia i zdrowia członków delegacji. Każde naruszenie procedur, podjęcie niewłaściwej decyzji albo niepodjęcie decyzji we właściwym czasie, zaniechanie działania, prowadzenie zakulisowych rozmów o niewiadomych konsekwencjach, bagatelizowanie sygnałów niebezpieczeństwa i potencjalnego zagrożenia - wszystkie te czynniki, oddzielnie i łącznie, mogą stać się przyczyną tragedii. Im więcej takich "przypadkowych" zaniedbań wystąpi równocześnie, tym bardziej dziurawy będzie cały system, tym bardziej wzrośnie prawdopodobieństwo, że nastąpi utrata kontroli nad przebiegiem zdarzeń i wszystko będzie mogło się wydarzyć. Również to najgorsze.
Istnieje w kodeksie karnym pojęcie zamiaru ewentualnego (zamiaru wynikowego), który ma miejsce, gdy sprawca przewiduje możliwość popełnienia przestępstwa i godzi się na to. Urzędnik, do którego obowiązków służbowych należą zapewnienie bezpieczeństwa i ochrony, oraz przestrzegania prawa i procedur z pewnością nie może nie przewidywać konsekwencji swojego postępowania polegającego na nienależytym wykonywaniu swoich obowiązków.
Jeżeli od pijanego sprawcy wypadku samochodowego wymaga się przewidywania skutków siadania w stanie nietrzeźwym za kierownicę, to tym bardziej od kierowników najwyższych urzędów państwowych, należy wymagać analogicznej odpowiedzialności za działanie na trzeźwo.
Ponadto, od orzekania o ewentualnej winie jest sąd, a od prokuratury oczekuje się przedstawienia zarzutów, jeśli tylko są ku temu podstawy. Podstawy jak wiadomo są. Tymczasem prokuratura rezygnuje z przedstawienia zarzutów i umarza sprawę. Sąd nie ma okazji jej rozpoznania. Ciekawe standardy w "państwie prawa".
Uzasadnienie umorzenia postępowania jest kuriozalne również z tego powodu, że dotyczy tylko i wyłącznie przypadku "spowodowania katastrofy". Skąd Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w ogóle wie, że doszło do "katastrofy", skoro prokuratury wojskowe polska i rosyjska nie zakończyły swojego postępowania?
Umorzenie postępowania przy założeniu zajścia katastrofy lotniczej nie kończy wcale zadań stojących przed prokuraturą. Zdaniem wielu obserwatorów hipoteza "katastrofy" jest coraz mniej prawdopodobna. Pytanie "w jakim celu działali ?" jest niestety nadal aktualne. Kierując się elementarną logiką należy powtórzyć postępowanie prokuratorskie pod kątem ewentualnego ułatwienia przez te same osoby i instytucje np. zamachu terrorystycznego, sabotażu itp. Co prawda zbrodnia sabotażu została, jak gdzieś w internecie wyczytałem, skreślona z kodeksu karnego, z pewnością istnieje jednak jakiś inny paragraf, który obejmuje tę samą kategorię przestępstwa przeciwko państwu.
Nie od rzeczy będzie też zauważyć, że prokuratura okręgowa jest instytucją na stosunkowo niskim szczeblu. Ci, którzy już odetchnęli z ulgą nie mają tak naprawdę z czego się cieszyć. Sprawa została odroczona, ale być może na krótko. Nie w takich sprawach wznawiano śledztwa, nie na takim poziomie i nie w tak krótkim czasie od tragicznego zdarzenia. Jak zostaną postawione zarzuty, o winie niech rozstrzygnie w imieniu RP niezawisły sąd.
"Młyny sprawiedliwości mielą powoli". Wiedzieli to już starożytni, więc pewnie i w tym przypadku mają rację.
środa, 11 lipca 2012
poniedziałek, 4 czerwca 2012
Kiedy rozpoczął się w Polsce postkomunizm?
Media zafałszowują pamięć o przeszłości. W kilku audycjach radiowych i telewizyjnych, których fragmenty wysłuchałem w ciągu dnia jedynym tematem rocznicowym były wybory 4 czerwca 1989. W audycjach brylowali specjalnie obrani goście. Dobrani tak, aby żaden z nich nie wspomniał przy okazji o tragicznej rocznicy 4 czerwca 1992 roku, kiedy obalony został rząd Pana Premiera Jana Olszewskiego.
Oczywiście jest tego powód. Jeśli prawdą były słowa aktorki Joanny Szczepkowskiej (zawsze będę ją kojarzył z wybitną rolą w "Poskromieniu złośnicy", gdzie zagrała z u boku Janusza Gajosa), że 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm, to taką samą prawdą jest, że 4 czerwca 1989 roku rozpoczęła się w Polsce era postkomunizmu. Fakt ten został dobitnie potwierdzony 4 czerwca 1992 roku, kiedy podporządkowane Moskwie służby, uwłaszczająca się na majątku narodowym postkomuna i zagrożona agentura wszelkiej maści przerwały półroczny okres rządów pierwszego Premiera RP wolnego od związków z komunizmem i postkomunizmem. Te same siły, w podobnym chociaż nie identycznym składzie personalnym, zwalczały pierwszego wolnego od związków z komunizmem i postkomunizmem Prezydenta RP - prof. Lecha Kaczyńskiego i doprowadziły najprawdopodobniej do jego śmierci wraz z wieloma przedstawicielami odradzających się patriotycznych elit , skłonnych do prowadzenia niezależnej polityki na rzecz niepodległości Rzeczypospolitej i krajów zagrożonych przez postkomunizm.
Tak więc cicho sza! Niech nikt nie wspomina o postawach Olszewskiego i Kaczyńskiego, o celach ich polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Niech Polska dalej będzie rozdrapywana, niech nowe pokolenia zapłacą koszty złych rządów, niech nikomu nie przyjdzie do głowy próbować uwolnić się z rosyjskiej strefy wpływów. Niech data 4 czerwca 1992 nie będzie ostrzeżeniem, kto był wrogiem Ojczyzny, a kto jej obrońcą. Niech wszystko pochłonie niepamięć, prymitywna propaganda i konsumpcja.
Oczywiście jest tego powód. Jeśli prawdą były słowa aktorki Joanny Szczepkowskiej (zawsze będę ją kojarzył z wybitną rolą w "Poskromieniu złośnicy", gdzie zagrała z u boku Janusza Gajosa), że 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm, to taką samą prawdą jest, że 4 czerwca 1989 roku rozpoczęła się w Polsce era postkomunizmu. Fakt ten został dobitnie potwierdzony 4 czerwca 1992 roku, kiedy podporządkowane Moskwie służby, uwłaszczająca się na majątku narodowym postkomuna i zagrożona agentura wszelkiej maści przerwały półroczny okres rządów pierwszego Premiera RP wolnego od związków z komunizmem i postkomunizmem. Te same siły, w podobnym chociaż nie identycznym składzie personalnym, zwalczały pierwszego wolnego od związków z komunizmem i postkomunizmem Prezydenta RP - prof. Lecha Kaczyńskiego i doprowadziły najprawdopodobniej do jego śmierci wraz z wieloma przedstawicielami odradzających się patriotycznych elit , skłonnych do prowadzenia niezależnej polityki na rzecz niepodległości Rzeczypospolitej i krajów zagrożonych przez postkomunizm.
Tak więc cicho sza! Niech nikt nie wspomina o postawach Olszewskiego i Kaczyńskiego, o celach ich polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Niech Polska dalej będzie rozdrapywana, niech nowe pokolenia zapłacą koszty złych rządów, niech nikomu nie przyjdzie do głowy próbować uwolnić się z rosyjskiej strefy wpływów. Niech data 4 czerwca 1992 nie będzie ostrzeżeniem, kto był wrogiem Ojczyzny, a kto jej obrońcą. Niech wszystko pochłonie niepamięć, prymitywna propaganda i konsumpcja.
sobota, 2 czerwca 2012
Czad w Białym Domu
Incydent w Białym Domu, gdzie prezydent Obama obciążył Polskę odpowiedzialnością za obozy śmierci w czasie II wojny światowej, zakończył się wymianą listów prezydentów Polski i USA. Dalsze konsekwencje obejmą zapewne przyszłe wypowiedzi polityków i administracji USA, które staną się ostrożniejsze w przypisywaniu odpowiedzialności za niemieckie obozy koncentracyjne, a w domyśle za udział w zagładzie Żydów, państwu polskiemu. Straci na tym przemysł Holokaustu. Dla niego to już ostatni dzwon na mające cechy szantażu, pozaprawne wyłudzenie odszkodowań w imieniu ofiar niemieckiego Endlosung der Judenfrage od Bogu ducha winnych okupowanych przez hitlerowskie Niemcy krajów Europy. Światowe organizacje żydowskie upominające się od lat o rekompensaty za utracone mienie obywateli żydowskich są głównymi beneficjentami tego przedsięwzięcia, a ofiary i ich rodziny często nie dostają ani centa z uzyskanych rekompensat. Proceder firmowany między innymi przez Ligę Antydeflamacyjną (ADL) został krytycznie opisany przez żydowskich autorów takich jak Norman Finkelstein.
Rozkręcona na wielką skalę akcja oczerniania Polski i Polaków o zbrodnie wojenne, udział w Holokauście i grabież mienia żydowskiego, której zaangażowanym uczestnikiem został "autorytet" Gazety Wyborczej J.T. Gross, wspierający się autorytetem profesora amerykańskiej uczelni, spowodowała masową indoktrynację społeczeństwa amerykańskiego i jego klasy politycznej. Czytanie amerykańskiej prasy, odzwierciedlającej politykę światowych organizacji żydowskich (pierwszym z brzegu tytułem jest New York Times) i poddanie się terrorowi politycznej poprawności zaczadziło racjonalnych zwykle Anglosasów. Jest to obecnie oczywiste dla każdego nieuprzedzonego obserwatora. Pilnymi i bezkrytycznymi czytelnikami takiej zinstrumentalizowanej prasy są jak się okazało wysocy urzędnicy administracji USA, ghost-writerzy, a także sam prezydent Obama. Wszyscy oni myślą kliszami przyswojonymi podczas lektury garści opiniotwórczych tytułów, które pozostają w tych samych rękach i realizują tę samą antypolską politykę (dez)informacyjną. W tym przypadku politykę przemysłu Holokaustu. Prezydent Obama padł właśnie ofiarą takiego stanu rzeczy. Powtórzył bezkrytycznie to, o czym czytał od lat, a jego biuraliści wychowani na tej samej zatrutej strawie duchowej nie uchronili go przed kompromitacją. A musimy pamiętać, że są to ludzie wykształceni na najlepszych amerykańskich uniwersytetach, przygotowani zawodowo do tego rodzaju pracy.
Już najwyższy czas aby otworzyć na oścież okna Białego Domu, przewietrzyć zdradliwe pokłady bezwonnego czadu indoktrynacji i zaprenumerować inne gazety. Prezydent Obama docenił niedawno w żartach bogaty pakiet programów sportowych "odziedziczonych" po swoim poprzedniku - G.W. Bush'u. Może jego następca będzie miał kiedyś okazję docenić kolekcję zaprenumerowanych przez Obamę kolorowych magazynów i gazet codziennych zachowujących elementarne standardy dziennikarskie i moralne?
Państwo Izrael, które nie brało dotąd udziału w amerykańskiej hucpie zostało w końcu "uruchomione" i powołało grupę zadaniową (taskforce) do restytucji zagrabionego mienia. Na liście ruchomości, których stratę można zgłosić w odpowiednim formularzu jest także żywy inwentarz (!). O ileż większy tytuł do rekompensaty z tego tytułu miałyby społeczności bardziej związane z hodowlą zwierząt niż społeczność żydowska. W czasie wojny to bezbronne społeczności chłopskie były główną ofiarą rekwizycji zwierząt na potrzeby okupanta. Z braku stwierdzonego explicite podstaw prawnych, Izrael powołuje się na prawo moralne do odszkodowań dla żydowskich ofiar i ich spadkobierców. Nie jest w ogóle brana pod uwagę najbardziej stosowna droga prawna do indywidualnych odszkodowań przed sądami zainteresowanych państw. Efekt ma być osiągnięty drogą nacisku politycznego i mobilizacji opinii publicznej. Szkoda, że Izrael domaga się szczególnych praw tylko dla "swoich", a nie dla wszystkich poszkodowanych w ten sam sposób ofiar II wojny światowej we wszystkich okupowanych krajach.
Rozkręcona na wielką skalę akcja oczerniania Polski i Polaków o zbrodnie wojenne, udział w Holokauście i grabież mienia żydowskiego, której zaangażowanym uczestnikiem został "autorytet" Gazety Wyborczej J.T. Gross, wspierający się autorytetem profesora amerykańskiej uczelni, spowodowała masową indoktrynację społeczeństwa amerykańskiego i jego klasy politycznej. Czytanie amerykańskiej prasy, odzwierciedlającej politykę światowych organizacji żydowskich (pierwszym z brzegu tytułem jest New York Times) i poddanie się terrorowi politycznej poprawności zaczadziło racjonalnych zwykle Anglosasów. Jest to obecnie oczywiste dla każdego nieuprzedzonego obserwatora. Pilnymi i bezkrytycznymi czytelnikami takiej zinstrumentalizowanej prasy są jak się okazało wysocy urzędnicy administracji USA, ghost-writerzy, a także sam prezydent Obama. Wszyscy oni myślą kliszami przyswojonymi podczas lektury garści opiniotwórczych tytułów, które pozostają w tych samych rękach i realizują tę samą antypolską politykę (dez)informacyjną. W tym przypadku politykę przemysłu Holokaustu. Prezydent Obama padł właśnie ofiarą takiego stanu rzeczy. Powtórzył bezkrytycznie to, o czym czytał od lat, a jego biuraliści wychowani na tej samej zatrutej strawie duchowej nie uchronili go przed kompromitacją. A musimy pamiętać, że są to ludzie wykształceni na najlepszych amerykańskich uniwersytetach, przygotowani zawodowo do tego rodzaju pracy.
Już najwyższy czas aby otworzyć na oścież okna Białego Domu, przewietrzyć zdradliwe pokłady bezwonnego czadu indoktrynacji i zaprenumerować inne gazety. Prezydent Obama docenił niedawno w żartach bogaty pakiet programów sportowych "odziedziczonych" po swoim poprzedniku - G.W. Bush'u. Może jego następca będzie miał kiedyś okazję docenić kolekcję zaprenumerowanych przez Obamę kolorowych magazynów i gazet codziennych zachowujących elementarne standardy dziennikarskie i moralne?
***
Państwo Izrael, które nie brało dotąd udziału w amerykańskiej hucpie zostało w końcu "uruchomione" i powołało grupę zadaniową (taskforce) do restytucji zagrabionego mienia. Na liście ruchomości, których stratę można zgłosić w odpowiednim formularzu jest także żywy inwentarz (!). O ileż większy tytuł do rekompensaty z tego tytułu miałyby społeczności bardziej związane z hodowlą zwierząt niż społeczność żydowska. W czasie wojny to bezbronne społeczności chłopskie były główną ofiarą rekwizycji zwierząt na potrzeby okupanta. Z braku stwierdzonego explicite podstaw prawnych, Izrael powołuje się na prawo moralne do odszkodowań dla żydowskich ofiar i ich spadkobierców. Nie jest w ogóle brana pod uwagę najbardziej stosowna droga prawna do indywidualnych odszkodowań przed sądami zainteresowanych państw. Efekt ma być osiągnięty drogą nacisku politycznego i mobilizacji opinii publicznej. Szkoda, że Izrael domaga się szczególnych praw tylko dla "swoich", a nie dla wszystkich poszkodowanych w ten sam sposób ofiar II wojny światowej we wszystkich okupowanych krajach.
wtorek, 10 kwietnia 2012
Rocznicowa refleksja 10.04.2012
Chylę głowę przed tymi, którzy byli cząstką nas samych, reprezentowali majestat Rzeczypospolitej Polskiej i polskie społeczeństwo zjednoczone duchowo w dniu 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej.
Nie było im dane uklęknąć w Katyniu i pomodlić się za zamordowanych Rodaków. To my w kraju, musieliśmy tego dnia westchnąć do Boga o pokój dla dusz kolejnych Polaków poległych na nieludzkiej ziemi.
Dotąd nie znamy prawdy o Smoleńsku, ale z tego co już wiemy możemy spodziewać się najgorszego. Tym najgorszym jest dla mnie zło, które zatriumfowało 10 kwietnia 2010 roku. To zło kumulowało się długo w kraju i poza jego granicami, aby przybrać postać nienawiści do polskiego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wartości przez Niego reprezentowanych.
Ta nienawiść doprowadziła do Jego opuszczenia przez tych, których obowiązkiem było Go strzec, którzy mieli obowiązek być z nim po tej samej stronie, a dopuścili się zdrady. Ta nienawiść doprowadziła Rosjan potraktowania Gościa jako wroga, a ciał poległych członków polskiej delegacji jako ciał wrogów. Ta nienawiść stała się źródłem smoleńskich kłamstw, dezinformacji, gestów okazujących pogardę i chęć poniżenia ofiar i żałobników.
Podobnie negatywne uczucia, wyrachowanie i chłodne kalkulacje stały się przyczyną nieobecności naszych nominalnych sojuszników w uroczystościach pogrzebowych 18.04.2010 r. w Krakowie.
Do tej listy należy dopisać te osoby w kraju, które nie uszanowały żałoby narodowej, atakując przejawy pamięci, uczestników manifestacji patriotycznych i religijnych, znak krzyża.
Paradoksalnie, skumulowane zło wyzwoliło w reakcji wiele dobra, spowodowało odrodzenie się międzyludzkiej solidarności, przywiązania do wartości narodowych i religijnych, troski o własne państwo i wołania o prawdę. Z czasem to te właśnie pozytywne zmiany w społeczeństwie i poszczególnych jednostkach powinny wziąć górę i zwyciężyć.
Cześć pamięci ofiarom Smoleńska i Katynia, naszym Rodakom, którzy oddali życie za Polskę!
Nie było im dane uklęknąć w Katyniu i pomodlić się za zamordowanych Rodaków. To my w kraju, musieliśmy tego dnia westchnąć do Boga o pokój dla dusz kolejnych Polaków poległych na nieludzkiej ziemi.
Dotąd nie znamy prawdy o Smoleńsku, ale z tego co już wiemy możemy spodziewać się najgorszego. Tym najgorszym jest dla mnie zło, które zatriumfowało 10 kwietnia 2010 roku. To zło kumulowało się długo w kraju i poza jego granicami, aby przybrać postać nienawiści do polskiego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wartości przez Niego reprezentowanych.
Ta nienawiść doprowadziła do Jego opuszczenia przez tych, których obowiązkiem było Go strzec, którzy mieli obowiązek być z nim po tej samej stronie, a dopuścili się zdrady. Ta nienawiść doprowadziła Rosjan potraktowania Gościa jako wroga, a ciał poległych członków polskiej delegacji jako ciał wrogów. Ta nienawiść stała się źródłem smoleńskich kłamstw, dezinformacji, gestów okazujących pogardę i chęć poniżenia ofiar i żałobników.
Podobnie negatywne uczucia, wyrachowanie i chłodne kalkulacje stały się przyczyną nieobecności naszych nominalnych sojuszników w uroczystościach pogrzebowych 18.04.2010 r. w Krakowie.
Do tej listy należy dopisać te osoby w kraju, które nie uszanowały żałoby narodowej, atakując przejawy pamięci, uczestników manifestacji patriotycznych i religijnych, znak krzyża.
Paradoksalnie, skumulowane zło wyzwoliło w reakcji wiele dobra, spowodowało odrodzenie się międzyludzkiej solidarności, przywiązania do wartości narodowych i religijnych, troski o własne państwo i wołania o prawdę. Z czasem to te właśnie pozytywne zmiany w społeczeństwie i poszczególnych jednostkach powinny wziąć górę i zwyciężyć.
Cześć pamięci ofiarom Smoleńska i Katynia, naszym Rodakom, którzy oddali życie za Polskę!
sobota, 7 kwietnia 2012
Miejsce polskiego prezydenta nie jest w Warszawie ...
„Makabryczny, ale doskonały dowcip w dzisiejszym „Le Petit Parisien”. Olbrzymi Stalin pochylający się nad małym Churchilem i mówiący konfidencjonalnie, przesłaniając usta i spoglądając na sylwetkę oficera polskiego, odwróconego do nich tyłem: 'Miejsce pewnego generała polskiego nie jest w Londynie … lecz w Katyniu'. ” (A. Bobkowski, "Szkice piórkiem", Paryż 1957)
W 1943 roku, polski pisarz emigracyjny, Andrzej Bobkowski, wyciął z francuskiej gazety ten rysunkowy dowcip i wkleił go jako ilustrację do rękopisu swojego dziennika z okresu II wojny światowej.
Niesmaczny żart wyrażający stosunek Zachodu do polskiego przywódcy, generała Władysława Sikorskiego, pojawił się w tym momencie wojny, gdy Polska po odkryciu masowych grobów w Katyniu upomniała się o pomordowanych oficerów i odwołała do instytucji międzynarodowych aby ustalić, czy to Rosja sowiecka stała za zbrodnią ludobójstwa. Wówczas, rząd polski w Londynie, prowadzący suwerenną politykę międzynarodową, stał się przeszkodą w dalszym zacieśnianiu współpracy wojskowej i politycznej Zachodu ze stalinowską Rosją. Z pierwszego sojusznika aliantów Polska stała się sojusznikiem niewygodnym, tolerowanym głównie ze względu na silną osobistą pozycję Generała, wypracowaną przez lata współpracy.
Francuski żart był moralnie ohydny, ale szczery do bólu. Był odbiciem "logiki dziejów", według której słabszy musi zawsze ulec przemożnej sile, musi zostać ofiarą "walca historii". Zgodnie z tą logiką generał Sikorski stracił wkrótce życie w katastrofie lotniczej w Gibraltarze i tym samym przeszkoda w owocnej kolaboracji aliantów została szczęśliwie usunięta. Polska zapłaciła wystawione jej przez aliantów i Stalina rachunki wycofaniem poparcia dla rządu emigracyjnego w Londynie, procesem 16. przywódców Polskiego Państwa Podziemnego w Moskwie, śmiercią i niewyobrażalnymi cierpieniami swoich obywateli, eksterminacją podziemia niepodległościowego i rzeczywistych elit, stratami terytorialnymi, utratą niepodległości, degradacją polityczną i kulturową. W 1944 roku, po przegranym dzięki wzorowej współpracy Niemców i Sowietów Powstaniu Warszawskim "porządek zapanował w Warszawie".
Wszystko wskazuje na to, że również w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego aktywna polska polityka prowadzona odważnie przez Prezydenta stała kością w gardle zarówno polityki rosyjskiej (Europa Środkowa, Gruzja), polityki wiodących członków Unii Europejskiej (Nord Stream, zbliżenie niemiecko-rosyjskie, handel z Rosją) jak i polityki amerykańskiej ("reset" z Rosją prezydenta Obamy, wycofanie z aktywnej polityki w Europie).
Lewicowa "prasa międzynarodowa" nie omieszkała ujadać i szarpać za nogawki Lecha Kaczyńskiego, podjudzana do tego przez Geremków i Michników w czasie ich pobytów zagranicą. Tylko z upływem lat pod wpływem politycznej poprawności satyrycy stali się jakby mniej szczerzy, zdolni zaledwie do prostackich dowcipów na poziomie "kartofla". Tak, czy inaczej, "światli europejczycy" stanęli jak zwykle po stronie "logiki dziejów" i nagiej siły.
Tragiczny był finał wyjazdu polskiej delegacji państwowej do Smoleńska w celu godnego uczczenia rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Wymowna była nieobecność delegacji Zachodu i NATO na uroczystościach pogrzebowych Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podobnie jak wymowne było i jest milczenie naszych sojuszników do chwili obecnej (piszę to z prawdziwą przykrością). Pogardliwa i wroga była i jest postawa Rosji w stosunku do ofiar, Wojska Polskiego, władz i obywateli Rzeczpospolitej (antypolska polityka historyczna, dezinformacja, przywłaszczenie własności państwowej, niszczenie dowodów i uniemożliwianie śledztwa, kłamstwa i oszczerstwa MAK, możliwe zbeszczeszczenie polskich mundurów i ciał ofiar). W końcu niegodna była i jest postawa rządu i premiera Donalda Tuska w sprawach rozdzielenia wizyt Prezydenta i Premiera, pozbawienia Prezydenta Polski należnej mu ochrony, sposobu prowadzenia smoleńskiego śledztwa i uniknięcia za wszelką cenę odpowiedzialności za własne czyny i zaniechania.
Postawy i fakty, których byliśmy świadkami dowiodły, że historia zatoczyła krąg i prawdziwa byłaby trawestacja podpisu zamieszczonego niegdyś w „Le Petit Parisien”:
'Miejsce polskiego prezydenta nie jest w Warszawie … lecz w Katyniu'.
Jakie rachunki zapłacimy jako naród i państwo za przywiązanie do niepodległości i wolności, za solidarność z innymi narodami, za fałszywą "politykę miłości" obecnych władz? I jakie przyjdzie nam jeszcze zapłacić? Koszty jawnie i niejawnie są obecnie przerzucane na całe społeczeństwo i obejmują wszystkie sfery życia społecznego i gospodarczego. Patrzenie na ręce politykom posiadającym pełnię władzy w państwie leży naszym w najlepiej rozumianym interesie, leży w interesie kraju.
Szacunek do siebie i Polski możemy ocalić tylko wtedy, gdy nasze zachowanie będzie godne w każdej sytuacji. Tej szlachetnej i godnej postawy zabrakło w ostatnich latach i miesiącach wielu reprezentantom Rzeczypospolitej. Pora aby osoby okryte hańbą odeszły wreszcie z wszystkich pełnionych funkcji.
W 1943 roku, polski pisarz emigracyjny, Andrzej Bobkowski, wyciął z francuskiej gazety ten rysunkowy dowcip i wkleił go jako ilustrację do rękopisu swojego dziennika z okresu II wojny światowej.
Niesmaczny żart wyrażający stosunek Zachodu do polskiego przywódcy, generała Władysława Sikorskiego, pojawił się w tym momencie wojny, gdy Polska po odkryciu masowych grobów w Katyniu upomniała się o pomordowanych oficerów i odwołała do instytucji międzynarodowych aby ustalić, czy to Rosja sowiecka stała za zbrodnią ludobójstwa. Wówczas, rząd polski w Londynie, prowadzący suwerenną politykę międzynarodową, stał się przeszkodą w dalszym zacieśnianiu współpracy wojskowej i politycznej Zachodu ze stalinowską Rosją. Z pierwszego sojusznika aliantów Polska stała się sojusznikiem niewygodnym, tolerowanym głównie ze względu na silną osobistą pozycję Generała, wypracowaną przez lata współpracy.
Francuski żart był moralnie ohydny, ale szczery do bólu. Był odbiciem "logiki dziejów", według której słabszy musi zawsze ulec przemożnej sile, musi zostać ofiarą "walca historii". Zgodnie z tą logiką generał Sikorski stracił wkrótce życie w katastrofie lotniczej w Gibraltarze i tym samym przeszkoda w owocnej kolaboracji aliantów została szczęśliwie usunięta. Polska zapłaciła wystawione jej przez aliantów i Stalina rachunki wycofaniem poparcia dla rządu emigracyjnego w Londynie, procesem 16. przywódców Polskiego Państwa Podziemnego w Moskwie, śmiercią i niewyobrażalnymi cierpieniami swoich obywateli, eksterminacją podziemia niepodległościowego i rzeczywistych elit, stratami terytorialnymi, utratą niepodległości, degradacją polityczną i kulturową. W 1944 roku, po przegranym dzięki wzorowej współpracy Niemców i Sowietów Powstaniu Warszawskim "porządek zapanował w Warszawie".
Wszystko wskazuje na to, że również w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego aktywna polska polityka prowadzona odważnie przez Prezydenta stała kością w gardle zarówno polityki rosyjskiej (Europa Środkowa, Gruzja), polityki wiodących członków Unii Europejskiej (Nord Stream, zbliżenie niemiecko-rosyjskie, handel z Rosją) jak i polityki amerykańskiej ("reset" z Rosją prezydenta Obamy, wycofanie z aktywnej polityki w Europie).
Lewicowa "prasa międzynarodowa" nie omieszkała ujadać i szarpać za nogawki Lecha Kaczyńskiego, podjudzana do tego przez Geremków i Michników w czasie ich pobytów zagranicą. Tylko z upływem lat pod wpływem politycznej poprawności satyrycy stali się jakby mniej szczerzy, zdolni zaledwie do prostackich dowcipów na poziomie "kartofla". Tak, czy inaczej, "światli europejczycy" stanęli jak zwykle po stronie "logiki dziejów" i nagiej siły.
Tragiczny był finał wyjazdu polskiej delegacji państwowej do Smoleńska w celu godnego uczczenia rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Wymowna była nieobecność delegacji Zachodu i NATO na uroczystościach pogrzebowych Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podobnie jak wymowne było i jest milczenie naszych sojuszników do chwili obecnej (piszę to z prawdziwą przykrością). Pogardliwa i wroga była i jest postawa Rosji w stosunku do ofiar, Wojska Polskiego, władz i obywateli Rzeczpospolitej (antypolska polityka historyczna, dezinformacja, przywłaszczenie własności państwowej, niszczenie dowodów i uniemożliwianie śledztwa, kłamstwa i oszczerstwa MAK, możliwe zbeszczeszczenie polskich mundurów i ciał ofiar). W końcu niegodna była i jest postawa rządu i premiera Donalda Tuska w sprawach rozdzielenia wizyt Prezydenta i Premiera, pozbawienia Prezydenta Polski należnej mu ochrony, sposobu prowadzenia smoleńskiego śledztwa i uniknięcia za wszelką cenę odpowiedzialności za własne czyny i zaniechania.
Postawy i fakty, których byliśmy świadkami dowiodły, że historia zatoczyła krąg i prawdziwa byłaby trawestacja podpisu zamieszczonego niegdyś w „Le Petit Parisien”:
'Miejsce polskiego prezydenta nie jest w Warszawie … lecz w Katyniu'.
* * *
Jakie rachunki zapłacimy jako naród i państwo za przywiązanie do niepodległości i wolności, za solidarność z innymi narodami, za fałszywą "politykę miłości" obecnych władz? I jakie przyjdzie nam jeszcze zapłacić? Koszty jawnie i niejawnie są obecnie przerzucane na całe społeczeństwo i obejmują wszystkie sfery życia społecznego i gospodarczego. Patrzenie na ręce politykom posiadającym pełnię władzy w państwie leży naszym w najlepiej rozumianym interesie, leży w interesie kraju.
Szacunek do siebie i Polski możemy ocalić tylko wtedy, gdy nasze zachowanie będzie godne w każdej sytuacji. Tej szlachetnej i godnej postawy zabrakło w ostatnich latach i miesiącach wielu reprezentantom Rzeczypospolitej. Pora aby osoby okryte hańbą odeszły wreszcie z wszystkich pełnionych funkcji.
czwartek, 29 marca 2012
Zwycięstwo w Krakowie
Głodówka w Krakowie zakończona.
Zwycięstwem głodujących jest wielka społeczna mobilizacja w obronie polskiej szkoły, jej poziomu, zaszczytnych zadań formacji intelektualnej i moralnej przyszłych pokoleń młodzieży. Jest to doskonały zaczyn, na którym może wyrosnąć wielkie dzieło narodowej edukacji, obecnie skarlałej za przyczyną nieodpowiedzialnych eksperymentatorów.
Pora na wymianę, i to nie tylko ministra edukacji, ale całych departamentów ministerstwa, realizujących szkodliwe "reformy" pod skrzydłami kolejnych kierowników resortu od dobrych kilkunastu lat. Za destrukcję szkoły obecne pokolenie zapłaci wysoką cenę. Za wysoką. Uratujmy wspólnym wysiłkiem pokolenia następne.
poniedziałek, 26 marca 2012
Głodówka o kształt polskiej szkoły
Trwa 9. dzień głodówki o kształt polskiej szkoły.
Początek głodówki : 19 marca 2012 roku, Kraków, kościół na Dębnikach.
Kto głoduje: polscy opozycjoniści z lat 80., ojcowie młodzieży chodzącej obecnie do szkół i/lub absolwentów, którzy zostali ofiarami "eksperymentów" na żywej tkance społecznej.
O co? o kształt polskiego szkolnictwa, które pod pozorem reformy jest metodycznie i bezwględnie niszczone przez ministerstwo edukacji (różne nazwy w ostatnim 20-leciu). "Reformy" firmują kolejne rządy, ministrowie figuranci (Handtke) lub rewolucjoniści (Hall) i wynajęci przez ministerstwo sprzedajni eksperci, często z profesorskimi tytułami, gotowi podpisać się za duże pieniądze pod literalnie wszystkim (dotoczy to zarówno przedmiotów humanistycznych jak i ścisłych).
Poprzyj protest: http://www.protest.ehistoria.org.pl
Uzasadnienie. Koszty "reform" po roku 1989:
1. Bezkrytyczne odgórne wprowadzenie prymitywnej doktryny pedagogicznej J. Dewey'a (1859-1952), która w krajach anglosaskich (w tym w Wlk. Brytanii i USA) poniosła, ze względu na swój dogmatyzm i prymat działania nad myśleniem i rozwojem osobowości, spektakularną porażkę jeśli chodzi o poziom edukacji i efekty wychowawcze.
2. Mechanicznie skopiowano system organizacyjny szkolnictwa: podstawówka - elementary school (3+3), gimnazjum - junior high school (3), liceum - high school (3), niższa szkoła wyższa na poziomie licencjatu/inżyniera - undergraduate school (3), szkoła wyższa na poziomie magisterium i doktoratu - graduate school (3+3). Taki model oprócz opłakanych skutków wychowawczych, zwłaszcza w gimnazjum, skutkuje straszliwym marnotrawstwem czasu. W szkole postawowej, gimnazjum i okrojonym liceum pierwszy rok przeznaczony jest na powtórki w celu wyrównania poziomu (zniechęcenie do nauki zdolniejszej młodzieży), a ostatni rok jest przeznaczony na tresurę do egzaminów testowych, których wynik decyduje o dalszej karierze edukacyjnej. W ten sposób z 4-letniego liceum zrobiono szkółkę z niecałymi dwoma latami normalnej nauki.
3. Zlikwidowanie niemal w całości - w miejsce koniecznego dofinansowania i unowocześnienia - szkolnictwa zawodowego (techników, szkół zawodowych). Skutek? Na rynku pracy brakuje specjalistów w dobrze płatnych zawodach, a absolwenci "egzotycznych" szkół i kierunków nie mają szans na zdobycie pracy odpowiadającej ich rozbudzonym, ale nieuzasadnionym aspiracjom, a z samym dyplomem bez pokrycia do użytecznej pracy bez przekwalifikowania po prostu się nie nadają.
4. Pozbawienie większości polskiej młodzieży szans na przyzwoitą edukację, wiedzę i umiejętności potrzebne w pracy zawodowej (te same hasła wypełniają oczywiście gęby reformatorów).
5. Lansowanie wzorców pozbawiających młodzież szansy na zostanie pełnowartościowymi, świadomymi swoich praw i obowiązków członkami społeczeństwa obywatelskiego. Braki w ogólnym wykształceniu przesądzają, że współczesna młodzież będzie tylko aspirować do pozycji społecznej, a faktycznie w zasięgu części "straconego pokolenia" pozostanie jedynie sukces materialny.
6. Upowszechnienie dostępu do "papierków" za cenę niskiej jakości kształcenia (inflacja dyplomów). Piękne "statystyki europejskie"nie przekładają się na rzeczywistą pozycję absolwentów w społeczeństwie i na rynku pracy. Młodzi Polacy są obiektem manipulacji i oszustwa edukacyjnego: marnują cenne lata młodości na pozorowaniu zdobywania wiedzy, uzyskiwaniu fałszywych certyfikatów (matura na poziomie podstawowym), inwestowaniu czasu i energii na zajęcia bezproduktywne, stawiające ich na gorszej pozycji niż ich rówieśnicy w wielu innych krajach. W konfrontacji z rzeczywistością otrzymana "edukacja" okazuje się pozorem.
7. Wprowadzenie dla nauczycieli tzw. ścieżek awansu zawodowego, który jest szkołą łamania charakterów i konformizmu. Słabi kandydaci do uniwersytetów pedagogicznych (działa od lat selekcja negatywna) stają się słabymi nauczycielami, z głowami wypełnionymi sieczką teorii edukacyjnych wtłoczoną im przez fałszywych "mistrzów", którzy sami dzięki mimikrze i kunktatorstwu zostali "liderami" zmian. Studia podyplomowe zamiast być kolejnym etapem kształcenia/samokształcenia stały się przepustką, dzięki której np. mgr biologii ma "prawo" nauczać przyrody w klasach 1-4 (!). Nauczyciele-kolekcjonerzy posiadają już po kilka dyplomów takich studiów, dających im poczucie bezpieczeństwa na wypadek "turbulencji" w przyszłości.
Ponadto nauczyciele wszystkich szczebli zostali obciążeni zadaniem fotograficznego opisu rzeczywistości na papierze, który nikomu do niczego nie jest potrzebny, może być natomiast pretekstem do eliminacji ze szkolnictwa nauczycieli, którzy po prostu chcieliby uczyć a nie wypełniać formularze.
8. Przerzucenie prowadzenia szkół przez samorządy, bez stworzenia odpowiednich mechanizmów zapewniających poziom merytoryczny, spowodowało, że wskutek tak głębokiej decentralizacji troska społeczności lokalnych o szkolnictwo została zmaterializowana w murach i rzeczach wymiernych. Sprawa poziomu edukacji jest poza horyzontem umysłowym gminnych władz samorządowych, a na czele szkolnictwa stoją często ludzie z układu, np. potulni klienci rządzących partii i koterii.
9. Subwencja oświatowa i mechanizmy bardzo oszczędnego finansowania szkolnictwa wszystkich szczebli powodują, że czynniki ekonomiczne stają się głównymi kryteriami przy podejmowaniu wszelkich decyzji. Sprawy merytoryczne są ledwie dostrzegane, co z reguły prowadzi do marnotrawstwa nakładów i niezamierzonych efektów ubocznych. Likwidowane są małe szkoły. W sytuacji większej niż kiedykolwiek mobilności nauczycieli , do szkół "zbiorczych" wędrują dziesiątki tysięcy małych dzieci, tracąc często wiele godzin na oczekiwaniu na wspólny przejazd ze starszymi kolegami.
Protesty polskich środowisk intelektualnych zostały przez władze zignorowane. Rząd PO-PSL do rewizji swojego stanowiska jest raczej niezdolny. Filozofia utrzymania się przy władzy i strach przed społeczeństwem rządu Donalda Tuska sprawia, że nie jest to partner gotowy do dyskusji. Krakowski strajk może być zaczynem ogólnonarodowej dyskusji bez udziału rządu. Szanse powodzenia ma tylko szeroki protest społeczny obejmujący cały kraj i prowadzący do wymuszenia zmiany polityki rządu lub samego rządu.
Linki:
1. http://www.portal.arcana.pl/Dzieje-sie-w-krakowie,1214.html
2. http://pl.wikipedia.org/wiki/John_Dewey
Fotoreportaże:
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/23/piaty-dzien-glodowki-w-krakowie/
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/24/6-dzien-glodowki-w-krakowie-w-obronie-
polskiej-szkoly/
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/25/7-dzien-glodowki-w-krakowie-w-obronie-polskiej-szkoly/
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/26/8-dzien-glodowki-w-krakowie-w-obronie-polskiej-szkoly/
Początek głodówki : 19 marca 2012 roku, Kraków, kościół na Dębnikach.
Kto głoduje: polscy opozycjoniści z lat 80., ojcowie młodzieży chodzącej obecnie do szkół i/lub absolwentów, którzy zostali ofiarami "eksperymentów" na żywej tkance społecznej.
O co? o kształt polskiego szkolnictwa, które pod pozorem reformy jest metodycznie i bezwględnie niszczone przez ministerstwo edukacji (różne nazwy w ostatnim 20-leciu). "Reformy" firmują kolejne rządy, ministrowie figuranci (Handtke) lub rewolucjoniści (Hall) i wynajęci przez ministerstwo sprzedajni eksperci, często z profesorskimi tytułami, gotowi podpisać się za duże pieniądze pod literalnie wszystkim (dotoczy to zarówno przedmiotów humanistycznych jak i ścisłych).
Poprzyj protest: http://www.protest.ehistoria.org.pl
Uzasadnienie. Koszty "reform" po roku 1989:
1. Bezkrytyczne odgórne wprowadzenie prymitywnej doktryny pedagogicznej J. Dewey'a (1859-1952), która w krajach anglosaskich (w tym w Wlk. Brytanii i USA) poniosła, ze względu na swój dogmatyzm i prymat działania nad myśleniem i rozwojem osobowości, spektakularną porażkę jeśli chodzi o poziom edukacji i efekty wychowawcze.
2. Mechanicznie skopiowano system organizacyjny szkolnictwa: podstawówka - elementary school (3+3), gimnazjum - junior high school (3), liceum - high school (3), niższa szkoła wyższa na poziomie licencjatu/inżyniera - undergraduate school (3), szkoła wyższa na poziomie magisterium i doktoratu - graduate school (3+3). Taki model oprócz opłakanych skutków wychowawczych, zwłaszcza w gimnazjum, skutkuje straszliwym marnotrawstwem czasu. W szkole postawowej, gimnazjum i okrojonym liceum pierwszy rok przeznaczony jest na powtórki w celu wyrównania poziomu (zniechęcenie do nauki zdolniejszej młodzieży), a ostatni rok jest przeznaczony na tresurę do egzaminów testowych, których wynik decyduje o dalszej karierze edukacyjnej. W ten sposób z 4-letniego liceum zrobiono szkółkę z niecałymi dwoma latami normalnej nauki.
3. Zlikwidowanie niemal w całości - w miejsce koniecznego dofinansowania i unowocześnienia - szkolnictwa zawodowego (techników, szkół zawodowych). Skutek? Na rynku pracy brakuje specjalistów w dobrze płatnych zawodach, a absolwenci "egzotycznych" szkół i kierunków nie mają szans na zdobycie pracy odpowiadającej ich rozbudzonym, ale nieuzasadnionym aspiracjom, a z samym dyplomem bez pokrycia do użytecznej pracy bez przekwalifikowania po prostu się nie nadają.
4. Pozbawienie większości polskiej młodzieży szans na przyzwoitą edukację, wiedzę i umiejętności potrzebne w pracy zawodowej (te same hasła wypełniają oczywiście gęby reformatorów).
5. Lansowanie wzorców pozbawiających młodzież szansy na zostanie pełnowartościowymi, świadomymi swoich praw i obowiązków członkami społeczeństwa obywatelskiego. Braki w ogólnym wykształceniu przesądzają, że współczesna młodzież będzie tylko aspirować do pozycji społecznej, a faktycznie w zasięgu części "straconego pokolenia" pozostanie jedynie sukces materialny.
6. Upowszechnienie dostępu do "papierków" za cenę niskiej jakości kształcenia (inflacja dyplomów). Piękne "statystyki europejskie"nie przekładają się na rzeczywistą pozycję absolwentów w społeczeństwie i na rynku pracy. Młodzi Polacy są obiektem manipulacji i oszustwa edukacyjnego: marnują cenne lata młodości na pozorowaniu zdobywania wiedzy, uzyskiwaniu fałszywych certyfikatów (matura na poziomie podstawowym), inwestowaniu czasu i energii na zajęcia bezproduktywne, stawiające ich na gorszej pozycji niż ich rówieśnicy w wielu innych krajach. W konfrontacji z rzeczywistością otrzymana "edukacja" okazuje się pozorem.
7. Wprowadzenie dla nauczycieli tzw. ścieżek awansu zawodowego, który jest szkołą łamania charakterów i konformizmu. Słabi kandydaci do uniwersytetów pedagogicznych (działa od lat selekcja negatywna) stają się słabymi nauczycielami, z głowami wypełnionymi sieczką teorii edukacyjnych wtłoczoną im przez fałszywych "mistrzów", którzy sami dzięki mimikrze i kunktatorstwu zostali "liderami" zmian. Studia podyplomowe zamiast być kolejnym etapem kształcenia/samokształcenia stały się przepustką, dzięki której np. mgr biologii ma "prawo" nauczać przyrody w klasach 1-4 (!). Nauczyciele-kolekcjonerzy posiadają już po kilka dyplomów takich studiów, dających im poczucie bezpieczeństwa na wypadek "turbulencji" w przyszłości.
Ponadto nauczyciele wszystkich szczebli zostali obciążeni zadaniem fotograficznego opisu rzeczywistości na papierze, który nikomu do niczego nie jest potrzebny, może być natomiast pretekstem do eliminacji ze szkolnictwa nauczycieli, którzy po prostu chcieliby uczyć a nie wypełniać formularze.
8. Przerzucenie prowadzenia szkół przez samorządy, bez stworzenia odpowiednich mechanizmów zapewniających poziom merytoryczny, spowodowało, że wskutek tak głębokiej decentralizacji troska społeczności lokalnych o szkolnictwo została zmaterializowana w murach i rzeczach wymiernych. Sprawa poziomu edukacji jest poza horyzontem umysłowym gminnych władz samorządowych, a na czele szkolnictwa stoją często ludzie z układu, np. potulni klienci rządzących partii i koterii.
9. Subwencja oświatowa i mechanizmy bardzo oszczędnego finansowania szkolnictwa wszystkich szczebli powodują, że czynniki ekonomiczne stają się głównymi kryteriami przy podejmowaniu wszelkich decyzji. Sprawy merytoryczne są ledwie dostrzegane, co z reguły prowadzi do marnotrawstwa nakładów i niezamierzonych efektów ubocznych. Likwidowane są małe szkoły. W sytuacji większej niż kiedykolwiek mobilności nauczycieli , do szkół "zbiorczych" wędrują dziesiątki tysięcy małych dzieci, tracąc często wiele godzin na oczekiwaniu na wspólny przejazd ze starszymi kolegami.
Protesty polskich środowisk intelektualnych zostały przez władze zignorowane. Rząd PO-PSL do rewizji swojego stanowiska jest raczej niezdolny. Filozofia utrzymania się przy władzy i strach przed społeczeństwem rządu Donalda Tuska sprawia, że nie jest to partner gotowy do dyskusji. Krakowski strajk może być zaczynem ogólnonarodowej dyskusji bez udziału rządu. Szanse powodzenia ma tylko szeroki protest społeczny obejmujący cały kraj i prowadzący do wymuszenia zmiany polityki rządu lub samego rządu.
Linki:
1. http://www.portal.arcana.pl/Dzieje-sie-w-krakowie,1214.html
2. http://pl.wikipedia.org/wiki/John_Dewey
Fotoreportaże:
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/23/piaty-dzien-glodowki-w-krakowie/
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/24/6-dzien-glodowki-w-krakowie-w-obronie-
polskiej-szkoly/
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/25/7-dzien-glodowki-w-krakowie-w-obronie-polskiej-szkoly/
http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/03/26/8-dzien-glodowki-w-krakowie-w-obronie-polskiej-szkoly/
Subskrybuj:
Posty (Atom)