czwartek, 28 października 2010

Ugór niepamięci, czyli beznadziejny przypadek posła Dery

Dzisiaj, zaraz po ósmej rano, mogliśmy poznać zdanie zaproszonych do TVP posłów PO, SLD i PiS na temat uroczystości pogrzebowych zastrzelonego w Łodzi asystenta europosła PiS - Janusza Wojciechowskiego.

W trakcie rozmowy w studio z ust posła Dery padły słowa, że jest to pierwsze po II wojnie światowej zabójstwo polityczne w Polsce. I ani sam poseł Dera, ani obecni w studio nie skorygowali tej opinii, która poszła w eter robiąc wodę z mózgu młodszym telewidzom.

Poseł Dera, który zapewne jest gorącym obrońcą IPN (partia kazała!), nie wie nic o procesie w Moskwie 16 przywódców Polski Podziemnej (jeszcze w 1945 roku!), przy milczeniu cywilizowanego świata. Nie wie nic o Pużaku, rotmistrzu Pileckim, generale Nilu-Fieldorfie i innych patriotach, którzy zginęli po wojnie w kazamatach UB. Nie ma pojęcia jakimi metodami zwalczano w powojennej Polsce opozycję w rodzaju PSL. Nie wie nic o zabójstwach wrogów politycznych w III RP, nie słyszał o Pyjasie, Popiełuszce i setce morderstw politycznych opisanych w raporcie Rokity, nie ma pojęcia o losie Pańki, Falzmana a także Jaroszewicza.

Mało tego! Chociaż jego partia PiS, komisja parlamentarna posła Macierewicza i polska prokuratura wojskowa nie wykluczają, że katastrofa smoleńska z 10 kwietnia 2010, nazwana największą tego rodzaju tragedią narodową w historii Polski, była skutkiem zbrodniczego zamachu o podłożu politycznym, poseł Dera wie lepiej, skoro publicznie zaprzecza takiej możliwości.

Kompletny ignorant historyczny – Dera – przynosi hańbę swojej partii i obozowi patriotycznemu w Polsce. Poseł Dera niczym nie różni się od „ciemniaków”, którzy znają fakty, ale pragmatycznie „zapominają” o nich w wystąpieniach publicznych. Bez szczegółowej partyjnej instrukcji Dera nawet nie wie, że nie wie. Gdyby wiedział, mógłby popełnić sepuku. A tak przez wiele lat może być nieświadomym nosicielem schizofrenii bezobjawowej. Podobno pomaga na nią policzek albo cięte pióro!

sobota, 16 października 2010

Widmo [Unii] Wolności w Kancelarii Prezydenta

Wydawało się, że po sromotnej klęsce (3.1% w wyborach parlamentarnych 2001 r.) odrzucona ostatecznie w przez wyborców "partia ludzi rozumnych", nie powróci już nigdy do władzy w Polsce.

Nie pomogło jej przepoczwarzanie się z wyborów na wybory i zmiany nazwy: Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna - Unia Demokratyczna - Unia Wolności - Partia Demokratyczna-demokraci.pl, a na końcu - zdominowana przez postkomunistów - Lewica i Demokraci.

Otóż wiadomość o jej śmierci, pomimo wyczuwalnej przez wszystkich woni rozkładu, okazała się przedwczesna. Widmo UW nadal straszyło z oddali.

Jeszcze w 2009 roku, niedobitki partii obudzone z letargu do walki z PIS-em (Kwaśniewski: "wszystkie ręce na pokład!") jako część "Porozumienia dla Przyszłości", próbowały z negatywnym wynikiem (2,44% głosów) powalczyć o wejście do europarlamentu.

W 2010 roku, po katastrofie smoleńskiej, w akcie niesmacznego ekshibicjonizmu, nieświętej pamięci Unia Wolności weszła do Komitetu Honorowego kandydata PO, p.o. Prezydenta marszałka Komorowskiego. Gdyby nie skandaliczne zachowanie kilku zaawansowanych wiekiem, ale pozbawionych starczej godności jej przedstawicieli i sympatyków, można by nad tym faktem przejść do porządku dziennego. Nie można jednak zignorować faktu wpuszczenia do Kancelarii Prezydenta w charakterze prezydenckich doradców prominentnych działaczy UW.

"Podczas uroczystości, która odbyła się w Pałacu Prezydenckim, Komorowski powiedział, że zespół jego doradców ma budować "ducha Kancelarii Prezydenta", kształtować sposób myślenia i działania."

Prezydent Komorowski nie będzie miał z tego Gabinetu Osobliwości żadnego pożytku, a i prestiż Urzędu Prezydenckiego musi ucierpieć, gdy mielący ozorami doradcy, mogący być ozdobą każdego sympozjum geriatrycznego na świecie, postawią swojego patrona w niezręcznej sytuacji. Grając w jednej drużynie strzelą jej nie jedną bramkę samobójczą! Sam tego chciałeś Panie Prezydencie!

Mam takie skromne życzenie, aby wszystkie stacje telewizyjne pokazywały widma z UW od rana do nocy i popularyzowały ogółowi obywateli ich światłe rady. Platformo - z takim kapitańskim mostkiem jesteś już zatopiona!

niedziela, 10 października 2010

niedziela, 3 października 2010

Łżą jak psy!

"Kwestia rozdzielenia uroczystości nie budziła nigdy w Kancelarii Prezydenta jakiś kontrowersji. Wręcz przeciwnie, wszyscy ustalili, że to w porządku, żeby nie przenosić polskiego piekiełka za granicę. Najpierw 7 kwietnia spotkanie premierów, a potem duże uroczystości z udziałem prezydenta, kombatantów i innych VIP-ów. Przed 10 kwietnia nikt tego nie kwestionował" - powiedział z Radiu ZET rzecznik rządu Paweł Graś.

To już jest zuchwałe kłamstwo! Jasnym jest, że Prezydent był zwolennikiem jedności po stronie polskiej i to D. Tusk wyłamał się z jednolitego frontu (wraz z A. Wajdą, którego zaślepienie i zadufanie w sobie doprowadziło do przekroczenia granicy kompromitacji).

O tym, że wizyta Tuska nie była żadnymi "uroczystościami" katyńskimi świadczy nieobecność 7 kwietnia w Katyniu przedstawicieli Wojska Polskiego. To przesądza sprawę i nadaje wizycie Tuska i Putina całkowicie inny charakter. Najwyżsi dowódcy WP stanęli murem przy Prezydencie RP i ich okupione krwią świadectwo wprost krzyczy do nieba o prawdę!

Refleksją niegodną polskiego polityka popisał się prof. Tomasz Nałęcz : "Premier Rosji, z taką a nie inną przeszłością - przypomnijmy, z resortu, który przecież robił Katyń - zjawi się z polskim premierem na grobach katyńskich i powie to co powiedział - powinno (to) być rzeczą tak niesłychanie ważną i tak cenną, że powinniśmy na ołtarzu tej sprawy złożyć każdą ofiarę".

Przybycie każdego premiera Rosji do Katynia, aby w imię prawdy wziąć odpowiedzialność za zbrodnię katyńską jest jego obowiązkiem, jeżeli tylko dba o poprawne stosunki z Polską. Putin przesunął akcenty tak, aby rozmyć odpowiedzialność za polski Katyń w morzu zbrodni stalinowskich. Putin, jako oficer wiadomych służb nie miał szczerych intencji pojednania się z Polską, czego dowodem są rosyjskie oskarżenia Polski o winę za wybuch II wojny światowej. Uwiarygodnienie takich manipulacji historycznych jest oczywiście sprzeczne z polską racją stanu i sprowadza stosunki polsko-rosyjskie na fałszywe tory.

Jak długo jeszcze kłamcy będą bezkarnie propagować swoje łgarstwa w polskich mediach?