środa, 15 grudnia 2010
Entropia na aerodromie "Siewiernyj" rośnie
Jak wiemy wojskowe lotnisko smoleńskie było w kwietniu 2010 r. w opłakanym stanie. Opuszczone, prawie nieużywane. Powstaje pytanie: od kiedy?
W polskiej Wikipedii znajdujemy pod hasłem Lotnisko wojskowe Smoleńsk-Siewiernyj link do artykułu w "Rossijskoj Gazietie", w którym opisana jest stopniowa degradacja lotniska (publikacja pochodzi z dnia 28.01.2010 r.).
Administracja okręgu smoleńskiego przygotowała (wstępną) koncepcję rozwoju lotniska wojskowego i wykorzystania go przez lotnictwo cywilne. Kiedy dokładnie powstał ten plan - nie wiadomo. Tymczasem w październiku 2009 rozformowany został 103. gwardyjski bojowo-transportowy pułk lotniczy imienia Walentyny Grizodubowej. Ochroną pasów lotniska zajęła się odtąd komendantura lotnicza. Pracę straciło ok. 100 pracowników obsługi.
Gubernator zwrócił się do ministerstwa obrony zawiadującego obiektem o nadanie mu statusu podwójnego przeznaczenia, co pozwoliłoby włączyć je w skład kompleksu celno-logistycznego pod Smoleńskiem.
W grudniu 2009 minister Anatolij Sierdiukow wydał zgodę na zmianę statusu lotniska "Północnego" ale polecił administracji okręgu smoleńskiego opracowanie odpowiedniej koncepcji.
Jak widać lotnisko nie było przeznaczone do likwidacji, ale do dalszego współużytkowania dla celów wojskowych i cywilnych. Pomimo to w kwietniu 2010 lotnisko nie posiadało już od pół roku personelu wojskowego, obsługujący je okazjonalnie pracownicy byli ściągani z innych miejsc. Obiekt był opuszczony. Nikt na bieżąco nie dbał o stan lotniska. Postępowała jego stopniowa degradacja, przez czynniki atmosferyczne i samą przyrodę. Entropia rosła. 7 kwietnia 2010 r. na lotnisku bezpiecznie lądowały samoloty premierów Polski i Rosji. Trzy dni później miała lądować polska delegacja z Prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Ponieważ wszystkie wojskowe i cywilne procedury lotnicze zakładają regularne przeglądy samolotów i lotnisk, to nie jest możliwe, aby bez wcześniejszego przygotowania mógł się tam odbyć jakikolwiek start czy lądowanie. W przypadku wizyt tej rangi należy przyjąć za pewnik, że został zainstalowany sprawdzony sprzęt przenośny, bo za stacjonarny nikt nie mógł przecież ręczyć. Wizyty musiały być i z pewnością były przygotowane. Jak? Możemy sądzić jedynie po skutkach. 10 kwietnia lądowanie Prezydenta Polski zakończyło się katastrofą.
W czasie obu planowanych wizyt, 7 i 10 kwietnia, lądowisko było udostępniane w trybie nadzwyczajnym (tymczasowy personel). Dopiero po katastrofie 10 kwietnia na terenie opuszczonego lotniska pojawiły się liczne specjalne ekipy pracowników. Ich prace na miejscu katastrofy zostały zarejestrowane na amatorskich zdjęciach i filmach. Dawny personel lotniska nadal pozostaje bez pracy. A polski Tu-154M i lotnisko dalej ulegają degradacji. Entropia rośnie. Tylko lokalne władze Smoleńska marzą aby entropia zaczęła w końcu maleć.
niedziela, 12 grudnia 2010
W sprawie "Łażącego Łazarza"
Jedynym sukcesem w S24, w którym mam jakiś skromny udział , było powstanie Piwnicy - wymusiło na właścicielu S24 wycofanie się (na krótko) z poronionego pomysłu majstrowania przy regulaminie.
Inne tego rodzaju sukcesy miały miejsce już poza S24, np. kiedy poparłem powstający nowy portal Blogmedia 24. Salon stracił swoją wyróżnioną pozycję w blogosferze, a powołane do życia inicjatywy odniosły dostateczny sukces aby stworzyć atrakcyjną alternatywę dla forum wprowadzającego selektywną cenzurę.
Później, nie mając dość czasu aby śledzić wszystkie zdarzenia wewnątrz portalu, machnąłem ręką na poczynania administracji i pomimo wielu okazji nie reagowałem, nie chcąc kolejny raz rzucać grochem o ścianę.
Tym razem muszę zaprotestować przeciwko usunięciu z S24 wybitnego blogera - Łażącego Łazarza.
Panowie Właściciele i Administratorzy S24 - skasowanie bez podania przyczyn konta Łażącego Łazarza utwierdza mnie w przekonaniu , że salon pod Waszym zarządem przekroczył Rubikon i nigdy już nie będzie tym czym był na początku i tym czym przyciągał blogerów o różnych talentach, różnych opcji politycznych i kulturowych. Macie prawo do swojej polityki, do strategii biznesowej i do konformizmu. Nie macie prawa aby być zadowolonym z istniejącego stanu rzeczy. Nauczcie się też golić na pamięć, bo pewnego poranka lusterko może okazać się waszym wrogiem.
Łażącego Łazarza pozdrawiam - będę Pana czytywał na innych portalach w sieci.
sobota, 4 grudnia 2010
Smoleńsk - ktokolwiek zrozumiał, ktokolwiek wie
Pomimo to, iż brakuje nowych informacji, a zmasowana dezinformacja rozpoczęta w dniu zdarzenia trwa w najlepsze, nawet to co jest powszechnie wiadome wystarcza, aby opinia publiczna w Polsce i wielu innych krajach na świecie, była w stanie wyrobić sobie zdanie na temat katastrofy. Społeczne śledztwo prowadzone przez tysiące ochotniczych analityków, reprezentujących szerokie spektrum wiedzy z różnych dziedzin, a przede wszystkim zdolnych do logicznego myślenia przynosi stopniowo rezultaty. Dzięki przepływowi i konfrontacji informacji w sieci wiele wersji zostało już sfalsyfikowanych. Wiele informacji zaczyna się układać w większe całości. Oczywiście z braku twardych dowodów mamy do czynienia z gromadzeniem poszlak i wyjaśnień cząstkowych, ale nie oznacza to, że są one przez to mniej wartościowe, ani że nie doprowadzą w końcu do ustalenia prawdy. Wszystko jest kwestią czasu.
Tymczasem przedstawiciele wielu profesji już obecnie mogą ocenić przedstawione oficjalne rezultaty śledztwa i informacje instytucji wyjaśniających katastrofę. Jakie to są środowiska i profesje?
1. piloci i konstruktorzy (posiadają specjalistyczną wiedzę lotniczą)
2. organizatorzy oraz ochrona wizyt międzynarodowych (wiedzą co jest normą, a co odstępstwem od normy w organizacji lotu do Smoleńska)
3. wszystkie osoby bezpośrednio zaangażowane w śledztwo (prokuratura, eksperci)
4. naukowcy reprezentujący nauki ścisłe i inżynieryjne (fizycy, chemicy, materiałoznawcy itp.)
5. lekarze i specjaliści od medycyny sądowej (wiedzą jak wygląda sekcja zwłok i jak mogą wyglądać ciała ofiar w zależności od rodzaju wydarzenia)
6. prawnicy (znają procedury i są w stanie wykryć odstępstwa od praktyki)
7. medioznawcy i dziennikarze (rozpoznają mechanizmy manipulacji)
8. miejscowa ludność, zbieracze artefaktów, archeolodzy, pielgrzymi (byli na miejscu zdarzenia, zebrali śladowe dowody)
Do tego można doliczyć bardzo szerokie kategorie, takie jak:
9. wszyscy pamiętający wojnę, znający historię, żyjący w realnym socjalizmie w Polsce i całej Europie Wschodniej (pomimo niekompletnych danych potrafią intuicyjnie odczytać sens wydarzeń i docierających do nich informacji, dzięki długiemu treningowi czytać miedzy wierszami, odfiltrować rzeczy nieistotne i wydobywać to co najważniejsze; trochę dziwne ale umiejętności tych nie posiadają prawie mieszkańcy Europy i USA, posiadających doświadczenie życiowe zgromadzone w innych realiach)
10. osoby zawodowo interesujące się postkomunizmem (por. film "List z Polski" dostępny na YouTube, zrealizowany dla telewizji holenderskiej)
11. blogerzy w wielu krajach (uczestnicy społecznych śledztw)
12. wywiady satelitarne wszystkich krajów dysponujących odpowiednimi technologiami
13. służby cywilne i wojskowe wielu krajów
14. analitycy rozmaitych think-tanków obserwujących procesy polityczne, militarne i ekonomiczne w skali makro.
Nie wymieniłem celowo polityków, którzy nawet jak coś wiedzą to nie powiedzą. Znajdując się na społecznym świeczniku mają więcej do stracenia niż inni, a jako uczestnicy "wielkiej gry" czują się zwolnieni z zasad moralnych obowiązujących uczciwych ludzi. Dotyczy to zwłaszcza polityków partii rządzącej.
Skuteczne przeciwdziałanie tym samoistnym procesom gromadzenia i wymiany cząstkowej wiedzy na temat Smoleńska jest niemożliwe. Dezinformacja poprzez media trafia do szerokich rzesz ludzi, ale te rzesze nie są opiniotwórcze. Ludzi wymienionych wyżej kategorii jest zbyt wielu, a przywiązanie wielu z nich do wartości zbyt silne, aby poszukiwanie prawdy - chociażby przez całe lata, jak to było w przypadku masakry katyńskiej - zostało przez nich porzucone.
Przetrwa pamięć, przetrwa prawda i solidarność międzyludzka.
sobota, 27 listopada 2010
Antygona smoleńska
To hołd mu odda ojczyzna;
A będzie jej wrogiem ten, który nie z bogiem
Na cześć i prawość się ciska;
Niechajby on sromu mi nie wniósł do domu,
Nie skalał mego ogniska!"
Chór, Sofokles "Antygona"
W tragedii ułożonej przez Sofoklesa sprawy ludzkie biegną ku tragicznemu zakończeniu równie nieubłaganie jak płomień zapalonego lontu bieży nieuchronnie aby odpalić ładunek prochu.
Kreon, zaślepiony władzą, egzekwuje konsekwentnie swoją wolę, która staje przeciwko prawom boskim i ludzkim. Zabraniając godnego pochówku Polinika, Edypowego syna a brata Antygony i Ismeny wywołuje radykalny sprzeciw tej pierwszej. Stając oko w oko z nieludzkim prawem, Antygona spełnia obowiązek, do którego się poczuwa i ginie z własnej ręki. Za swoją miłością idzie Haimon, Kreonowy syn, którego rady ojciec nie zechciał wysłuchać. Za synem śmierć samobójczą wybiera zrozpaczona matka - Eurydyka. Osamotniony Kreon, wobec ciał ofiar uznaje swą winę:
Przejrzałem biedny: jakiś bóg złowrogi
Zwalił na głowę mą brzemię,
Na szału popchnął mnie drogi,
Szczęście mi zdeptał wbił w ziemię.
O biada! Do zguby
Wiodą śmiertelnych rachuby.
Nie mierżę, ja, co mniej jestem niż niczym!
[...]
Dokąd się zwrócić, gdzie spojrzeć w niedoli?
Wszystko mi łamie się w ręku,
Los mnie powalił, pełen burz i lęku."
Takiego wyznania nie usłyszeliśmy od polskich Kreonów, którzy przyłożyli rękę do zbrodni smoleńskiej. Wybrali umycie rąk. Nie usłyszeliśmy ani słowa skruchy od polskich Kreonów zwalczających wybrane przez polskie Antygony formy uczczenia poległych na służbie Państwa Polskiego Poliników. Mało tego - polscy Kreoni wybrali drogę matactwa od samego dnia śmierci Poliników, drogę szydzenia ze zmarłych i żałobników, drogę narodowego zaprzaństwa. Aby uniknąć współodpowiedzialności wybrali hańbę, ale odpowiedzialności i tak nie unikną. To również do nich odnoszą się słowa wiersza "Który skrzywdziłeś" Miłosza :
i sznur i gałąź pod ciężarem zgięta."
czwartek, 11 listopada 2010
Święto Niepodległości 2010 - czego zabrakło?
Zabolało.
11 listopada 2010 TVP1 relacjonowała przebieg uroczystości z okazji Święta Niepodległości. W tym samym miejscu przywołano pamięć o żołnierzach walczących o niepodległą Polskę, o politykach, którzy budowali od podstaw II RP - Piłsudskim,
Dmowskim, Witosie i innych. Zabrakło w tym wyliczeniu imienia Wielkiego Polaka, który w zasadniczy sposób przyczynił się do odzyskania przez nasz kraj niepodległości, który dla Polski przerwał swoją światową karierę artystyczną i podjął się zabiegów dyplomatycznych na rzecz Ojczyzny, reprezentował Polskę podczas konferencji w Paryżu, został pierwszym premierem Polski niepodległej, jako kandydat możliwy do zaakceptowania przez polityków reprezentujących różne opcje. Mówię o Ignacym Janie Paderewskim, gorącym patriocie i mężu stanu. Pięć dni temu, 6 listopada, obchodziliśmy w Polsce 150. rocznicę jego urodzin.
Prezydent Komorowski, podobno z wykształcenia historyk, nie zauważył tej wielkiej gafy i w swoim przemówieniu pełnym nawiązań do walki politycznej w obecnej Polsce nie skorzystał z doskonałej okazji do przypomnienia postaci Paderewskiego, chociaż dwukrotnie raczył wspomnieć Marszałka Piłsudskiego. W tych okolicznościach nie będziemy daleko od prawdy odnotowując, że prezydent Komorowski spłycił swoje wystąpienie, ograniczając się do najbardziej utartych opinii w sposób niegodny historyka.
A przecież o fundatorze Pomnika Grunwaldzkiego pamiętał Kraków przy okazji obchodów 600-lecia bitwy z Zakonem Krzyżackim, pamiętały niektóre media w rocznicę urodzin Mistrza (m.in Polskie Radio II), czy wreszcie pamiętał dzisiaj Poznań inscenizując historyczną wizytę Paderewskiego w tym mieście i przypominając jej znaczenie dla wybuchu zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego w 1918 r.
Czy powierzyliśmy najwyższe urzędy w Państwie Polskim historycznym ignorantom, którzy lubią stroić się w patriotyczne piórka, ale ich uczucia patriotyczne są dość chłodne?
Znów zabolało.
Zabrakło też w trakcie uroczystości dobitnego podkreślenia patriotyzmu i wiernej służby Polsce poległych pod Smoleńskiem Synów i Córek Ojczyzny. Ogromna większość z nich na takie uhonorowanie zasłużyła.
Czy tak już będzie przy każdej okazji?
czwartek, 28 października 2010
Ugór niepamięci, czyli beznadziejny przypadek posła Dery
W trakcie rozmowy w studio z ust posła Dery padły słowa, że jest to pierwsze po II wojnie światowej zabójstwo polityczne w Polsce. I ani sam poseł Dera, ani obecni w studio nie skorygowali tej opinii, która poszła w eter robiąc wodę z mózgu młodszym telewidzom.
Poseł Dera, który zapewne jest gorącym obrońcą IPN (partia kazała!), nie wie nic o procesie w Moskwie 16 przywódców Polski Podziemnej (jeszcze w 1945 roku!), przy milczeniu cywilizowanego świata. Nie wie nic o Pużaku, rotmistrzu Pileckim, generale Nilu-Fieldorfie i innych patriotach, którzy zginęli po wojnie w kazamatach UB. Nie ma pojęcia jakimi metodami zwalczano w powojennej Polsce opozycję w rodzaju PSL. Nie wie nic o zabójstwach wrogów politycznych w III RP, nie słyszał o Pyjasie, Popiełuszce i setce morderstw politycznych opisanych w raporcie Rokity, nie ma pojęcia o losie Pańki, Falzmana a także Jaroszewicza.
Mało tego! Chociaż jego partia PiS, komisja parlamentarna posła Macierewicza i polska prokuratura wojskowa nie wykluczają, że katastrofa smoleńska z 10 kwietnia 2010, nazwana największą tego rodzaju tragedią narodową w historii Polski, była skutkiem zbrodniczego zamachu o podłożu politycznym, poseł Dera wie lepiej, skoro publicznie zaprzecza takiej możliwości.
Kompletny ignorant historyczny – Dera – przynosi hańbę swojej partii i obozowi patriotycznemu w Polsce. Poseł Dera niczym nie różni się od „ciemniaków”, którzy znają fakty, ale pragmatycznie „zapominają” o nich w wystąpieniach publicznych. Bez szczegółowej partyjnej instrukcji Dera nawet nie wie, że nie wie. Gdyby wiedział, mógłby popełnić sepuku. A tak przez wiele lat może być nieświadomym nosicielem schizofrenii bezobjawowej. Podobno pomaga na nią policzek albo cięte pióro!
sobota, 16 października 2010
Widmo [Unii] Wolności w Kancelarii Prezydenta
Nie pomogło jej przepoczwarzanie się z wyborów na wybory i zmiany nazwy: Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna - Unia Demokratyczna - Unia Wolności - Partia Demokratyczna-demokraci.pl, a na końcu - zdominowana przez postkomunistów - Lewica i Demokraci.
Otóż wiadomość o jej śmierci, pomimo wyczuwalnej przez wszystkich woni rozkładu, okazała się przedwczesna. Widmo UW nadal straszyło z oddali.
Jeszcze w 2009 roku, niedobitki partii obudzone z letargu do walki z PIS-em (Kwaśniewski: "wszystkie ręce na pokład!") jako część "Porozumienia dla Przyszłości", próbowały z negatywnym wynikiem (2,44% głosów) powalczyć o wejście do europarlamentu.
W 2010 roku, po katastrofie smoleńskiej, w akcie niesmacznego ekshibicjonizmu, nieświętej pamięci Unia Wolności weszła do Komitetu Honorowego kandydata PO, p.o. Prezydenta marszałka Komorowskiego. Gdyby nie skandaliczne zachowanie kilku zaawansowanych wiekiem, ale pozbawionych starczej godności jej przedstawicieli i sympatyków, można by nad tym faktem przejść do porządku dziennego. Nie można jednak zignorować faktu wpuszczenia do Kancelarii Prezydenta w charakterze prezydenckich doradców prominentnych działaczy UW.
"Podczas uroczystości, która odbyła się w Pałacu Prezydenckim, Komorowski powiedział, że zespół jego doradców ma budować "ducha Kancelarii Prezydenta", kształtować sposób myślenia i działania."
Prezydent Komorowski nie będzie miał z tego Gabinetu Osobliwości żadnego pożytku, a i prestiż Urzędu Prezydenckiego musi ucierpieć, gdy mielący ozorami doradcy, mogący być ozdobą każdego sympozjum geriatrycznego na świecie, postawią swojego patrona w niezręcznej sytuacji. Grając w jednej drużynie strzelą jej nie jedną bramkę samobójczą! Sam tego chciałeś Panie Prezydencie!
Mam takie skromne życzenie, aby wszystkie stacje telewizyjne pokazywały widma z UW od rana do nocy i popularyzowały ogółowi obywateli ich światłe rady. Platformo - z takim kapitańskim mostkiem jesteś już zatopiona!
niedziela, 10 października 2010
niedziela, 3 października 2010
Łżą jak psy!
To już jest zuchwałe kłamstwo! Jasnym jest, że Prezydent był zwolennikiem jedności po stronie polskiej i to D. Tusk wyłamał się z jednolitego frontu (wraz z A. Wajdą, którego zaślepienie i zadufanie w sobie doprowadziło do przekroczenia granicy kompromitacji).
O tym, że wizyta Tuska nie była żadnymi "uroczystościami" katyńskimi świadczy nieobecność 7 kwietnia w Katyniu przedstawicieli Wojska Polskiego. To przesądza sprawę i nadaje wizycie Tuska i Putina całkowicie inny charakter. Najwyżsi dowódcy WP stanęli murem przy Prezydencie RP i ich okupione krwią świadectwo wprost krzyczy do nieba o prawdę!
Refleksją niegodną polskiego polityka popisał się prof. Tomasz Nałęcz : "Premier Rosji, z taką a nie inną przeszłością - przypomnijmy, z resortu, który przecież robił Katyń - zjawi się z polskim premierem na grobach katyńskich i powie to co powiedział - powinno (to) być rzeczą tak niesłychanie ważną i tak cenną, że powinniśmy na ołtarzu tej sprawy złożyć każdą ofiarę".
Przybycie każdego premiera Rosji do Katynia, aby w imię prawdy wziąć odpowiedzialność za zbrodnię katyńską jest jego obowiązkiem, jeżeli tylko dba o poprawne stosunki z Polską. Putin przesunął akcenty tak, aby rozmyć odpowiedzialność za polski Katyń w morzu zbrodni stalinowskich. Putin, jako oficer wiadomych służb nie miał szczerych intencji pojednania się z Polską, czego dowodem są rosyjskie oskarżenia Polski o winę za wybuch II wojny światowej. Uwiarygodnienie takich manipulacji historycznych jest oczywiście sprzeczne z polską racją stanu i sprowadza stosunki polsko-rosyjskie na fałszywe tory.
Jak długo jeszcze kłamcy będą bezkarnie propagować swoje łgarstwa w polskich mediach?
sobota, 4 września 2010
Niespecjalnie zubożonym intelektualnie
"W Smoleńsku zginęła część elit politycznych, ale intelektualnie chyba nas to (mam nadzieję) specjalnie nie zubożyło." [jozek]
Obawiam się, że jednak zubożyło. Nawet jeśli wiele z poległych osób nie obnosiło się ze swoimi kwalifikacjami intelektualnymi i moralnymi skromnie służąc swojemu państwu.
Widać to po planowanych uroczystościach w Ossowie z udziałem Prezydenta RP, wpisujących się w rosyjską politykę historyczną (gorączkowe poszukiwanie polskiego Katynia, pomnik (!) zamiast mogił żołnierskich dla poległych bolszewików).
Widać to po "intelektualnych" wystąpieniach Prezydenta i Premiera na uroczystościach XXX-lecia Solidarności.
Widać to po niedościgłych wzlotach polskiej dyplomacji, której na zaproszenie ministra Sikorskiego przyprawiał skrzydła sam minister Ławrow. *
W wymiarze społecznym widać to po rozwydrzeniu "młodzieżowej" tłuszczy na Krakowskim Przedmieściu i braku interwencji obecnych na miejscu wydarzeń służb porządkowych, co jest jaskrawym skandalem.
Widać to po "sukcesie" licencjonowanego** skandalisty Palikota .
Pod skrzydłami IPN przestaną rodzić się doktoraty i habilitacje z najnowszej historii Polski. Zabraknie drugiego Kurtyki, który by promował tam badania i rozwój naukowy.
Szkoda Skrzypka, którego na wybitnego prezesa NBP jakoś nie musiał namaszczać Balcerowicz.
Szkoda poległej generalicji, która stanęła na ostatnia wartę przy Prezydencie. ***
Szkoda szlachetnego intelektualisty Kochanowskiego, którego następczyni z nadania PO na stanowisku Rzecznika Praw Obywatelskich - Irena Lipowicz - rozpoczęła urzędowanie od troski o interesy rozwiązanych służb (vide).
Mało?
Czuję się natomiast ogromnie zubożony nadreprezentacją w sferze publicznej dominującej obecnie partii (?), która zawłaszczyła już prawie wszystkie stanowiska, urzędy i agendy państwowe (a ostatnio media publiczne).
Już wkrótce będziemy mieć po uszy gładkich frazesów Komorowskiego, nierządu Tuska, niekompetencji Klicha i wazeliniarstwa Sikorskiego. Konieczność obcowania z takimi politykami zubaża nas codziennie.
Dopiero generalna klapa wizerunkowa PO w okolicy EURO 2012 powinna spowodować masowe (niestety operacyjne!) wyleczenie Polaków z katarakty przesłaniającej im ostrość widzenia od 2007 roku.
Niechże bloger jozek zejdzie na ziemię !!!
--------
* do "wzlotów" tej dyplomacji Sikorskiego należy rezygnacja z podmiotowości Polski na arenie międzynarodowej i opuszczenie partnerów i naturalnych sojuszników Polski na Południu i Wschodzie.
** license to perform / license to provocate
*** warto zwrócić uwagę, że generalicja NIE TOWARZYSZYŁA premierowi Tuskowi w "oficjalnych" obchodach rocznicy zbrodni katyńskiej POPEŁNIONEJ NA ŻOŁNIERZACH RP, a w komplecie wzięła udział w wyjeździe na obchody "prywatne". A może, wbrew mediom, było właśnie odwrotnie? Może to Tusk spotkał się z Putinem prywatnie w sobie tylko wiadomym celu? Może jego celem nie było uczczenie polskich wojskowych ofiar Katynia 1940? Może zdał się w tej sprawie na gospodarza spotkania 7. kwietnia?
niedziela, 15 sierpnia 2010
Festiwal analfabetyzmu w Ossowie
Zainicjowane przez ośrodek prezydencki nadanie "nowej wartości obchodom rocznicowym" Bitwy Warszawskiej 1920 roku polega na "oddaniu hołdu ofiarom okrutnej wojny rozpętanej przez reżim bolszewicki" poprzez postawienie na mogile 22 bolszewików okazałego pomnika w formie krzyża prawosławnego i rzędu granitowych ostrzy.
Pomijając już nieadekwatność i niestosowność symboliki samego pomnika (ofiarami bolszewickiego terroru padli przecież w Rosji prawosławni duchowni i cerkiew) oraz faktu fundowania pomnika najeźdźcom przez potomków najechanych, uwagę zwracają błędy w rosyjskim napisie na pomniku.
Szkolnym błędem jest słowo "сдесь" zamiast "здесь'". Nazwa miejscowa "Ossów" została błędnie przełożona na "Олссув". Ponadto "bitwa pod Ossowem" została zastąpiona niefortunnie określeniem "бой за Олссув" zamiast "оссовская битва" lub "оссовский бой" co zmienia wymowę napisu. Nie bolszewicy, ale Polacy walczyli "za Ossów" czyli w obronie Ossowa (tak jak później Armia Czerwona walczyła "за Родину,за Сталинa"). Najeźdźcy walczyli tylko "o Ossów" albo "pod Ossowem" jak to jest w wersji polskiej napisu.
W przygotowaniu pomnika wzięła udział Kancelaria Prezydenta (organizacja i nadzór), Rada Ochrony Pamięci walk i Męczeństwa (pośrednictwo, finansowanie, kontakty w władzami lokalnymi), pan Marek Moderau - projektant pomnika, oraz władze lokalne (prace pomocnicze i logistyka). Przynajmniej trzy pierwsze strony wykazały się przy okazji budowy pomnika brakiem profesjonalizmu, analfabetyzmem i ignorancją historyczną. Odpowiedzialność polityczna spoczywa na obecnym prezydencie RP.
Nie wstyd Wam Panowie?
(wszystkie cytaty zaczerpnięto z korespondencji urzędowej sekretarza ROPWiM - P. Andrzeja Krzysztofa Kunerta).
wtorek, 10 sierpnia 2010
Pamięć i tożsamość
Pielgrzymka do Katynia delegacji polskiej z Prezydentem RP Lechem Kaczyńskim wpisywała się w ten właśnie duchowy wymiar międzypokoleniowego przekazu doświadczeń i wartości definiujących i spajających wspólnotę narodową.
Przebieg żałoby narodowej w obliczu katastrofy samolotu i śmierci uczestników delegacji pokazał, że wbrew wielu opiniom Karol Wojtyła znalazł w dużej części narodu pojętnych uczniów, potrafiących w chwili próby zjednoczyć się wokół rzeczy najważniejszych i GODNIE przeżyć niezapomniane chwile towarzyszące uroczystościom pogrzebowym.
W tym podniosłym czasie NIKT oprócz MARGINESU nie odważył się zakłócić powagi żałoby, a "prywatne" media, nagłaśniające zwykle najgłupsze i najordynarniejsze zachowania apostatów tym razem we własnym interesie nie chciały być ich tubą - miały zbyt dużo do stracenia.
Politycy partii rządzącej, uwikłani w antyprezydencką intrygę i - przynajmniej w zakresie organizacji lotu - odpowiedzialni za spiętrzenie wielorakich zagrożeń dla bezpieczeństwa delegacji państwowej, uznali wkrótce, że akcja dezinformacyjna mediów i "ekspertów" zrobiła swoje i cała sprawa stopniowo ulegnie zapomnieniu, przesłonięta bieżącymi wydarzeniami. Nie mieli też najmniejszej ochoty wziąć odpowiedzialność za własne czyny, zaniedbania i nielojalność wobec głowy państwa. Triumfujący w wyborach Komorowski postanowił doprowadzić do usunięcia śladów po żałobie z miejsc publicznych, próbując cudzymi rękami wyjąć kasztany z ognia, a równocześnie ośmieszyć wiernych strażników pamięci. PO posunęła się w dzieleniu narodu wyjątkowo daleko. Łajdackie metody walki politycznej "cyngli" PO przy werbalnej jedynie dezaprobacie "świętoszków" z tej bezideowej partii wzbudzają jedynie odrazę.
Ponownie jak wiele razy w przeszłości w obronie pamięci i tożsamości narodu stanęli szeregowi Kowalscy i i anonimowi księża. Ośmieszane "moherowe berety" i "prosty ciemny kler" w rodzaju księdza Popiełuszki znowu kolą w oczy "właścicieli" Polski. Tu nie chodzi o krzyż. Chodzi o zwycięstwo niepamięci, zaprzaństwa i apostazji narodowej, o degradację odradzającej się cywilizacji polskiej. To jest prawdziwy cel prowokacji pod pałacem prezydenckim i stawka, z której zdają sobie sprawę obrońcy ZNAKU PAMIĘCI. Jestem po ich stronie.
środa, 7 lipca 2010
Po mobilizacji - demobilizacja
Z jednej strony do walki o Polskę przystąpiły JEDNOSTKI o zdecydowanych poglądach politycznych i wysokich kwalifikacjach merytorycznych. Ich odwaga, silna motywacja i zdolności przywódcze dały przykład wielu innym osobom, które samodzielnie nie stworzyłyby ram dla swojej działalności. Kolejne inicjatywy prowadziły do stopniowej integracji środowisk opiniotwórczych oraz użytkowników poszczególnych portali i serwisów. Proces miał charakter organiczny i pomimo prób dezintegracji z zewnątrz i od wewnątrz dał w stosunkowo krótkim czasie imponujące rezultaty.
Z drugiej strony do walki włączyły się ze zdwojoną energią "prywatne" MEDIA w rodzaju ITI, uruchamiając "pralnie mózgów": "Szkło kontaktowe", "Teraz My" oraz "pomyjodajnie" Wojewskiego i Majewódzkiego. "Jazda figurowa" w wykonaniu Figurskiego to jeden z najbardziej żenujących programów typu talk-show.
W latach 2007-2010 obserwowaliśmy nadzwyczajny rozwój i aktywność dziennikarstwa obywatelskiego. Pojawiły się nowe platformy blogerskie, niezależne serwisy informacyjne, rozwinęły platformy istniejące, powstały nowe pisma elektroniczne skupiające bliskich sobie ideowo autorów, wreszcie pojawiły się w sieci inicjatywy przeznaczone głównie do prowadzenia kampanii wyborczej.
W poszczególnych kategoriach należałoby wymienić portale Salon24, Blogmedia24, Niepoprawni, Wolni i Solidarni, Polis - Miasto Pan Cogito, Niezależna.pl, Netbird, Dziennikarstwo Obywatelskie, polityczni.pl, Wolne Media, Nieznudzeni Polską, Jarkosfera itp.
Te naprawdę wolne w dużym stopniu media przyczyniły się do powstania jawnego drugiego obiegu opinii i niezależnej mozaiki witryn i autorów, która jest niezbędna dla nieskrępowanej krytyki rządzących i opozycji, bieżącej wymiany poglądów, kultywowania inicjatyw kulturalnych i politycznych, refleksji historycznej i obrachunkowej, rozwoju myśli politycznej i nieformalnych think-tanków.
Adresowane do masowego odbiorcy "pralnie" i "pomyjodajnie" odegrały wielką rolę w glajszachtowaniu niewyrobionego politycznie elektoratu poprzez wyzwalanie negatywnych emocji, niszczenie wspólnoty historycznej i wspólnoty wartości, manipulacje medialne i nagonki na przeciwników.
Już przed wyborami można było zaobserwować osłabienie aktywności działań obywatelskich finansowanych z prywatnej kieszeni. Po wyborach padły dalsze dobrze zapowiadające się inicjatywy. Trudności finansowe nie ominęły "Wolnych i Solidarnych" (po przerwie portal znów działa), "Netbird" nie znalazł strategicznego inwestora, zawiesił działalność serwis "doorg.info".
Zwijaniu sztandarów i pewnej demobilizacji po stronie patriotycznej spowodowanej trudnościami finansowymi i ochotniczą pracą ponad siły towarzyszy po drugiej stronie zjawisko "rozbrojenia". Po wiktorii Komorowskiego TVN uznał, że w sytuacji przejęcia pełni władzy w Polsce przez Platformę może z dnia na dzień zamknąć po pięciu latach utworzony w roku podwójnego zwycięstwa PIS-u program Sekielskiego i Morozowskiego. Obaj "autorzy" żegnając się z widzami wyglądali na szczerze skonfundowanych tą nieoczekiwaną zmianą priorytetów, bo w swoim przekonaniu znaleźli sposób na wypłukiwanie złota z jadu i doszli w tym procederze do dużej wprawy. Jednak TVN postąpił ze swojego punktu widzenia racjonalnie, minimalizując koszty po osiągnięciu wyznaczonego celu.
Jeżeli wolno mi wyrazić na koniec własną opinię, to uważam, że demobilizacja po obu stronach jest przedwczesna, będziemy świadkami kolejnych potyczek bitew, bo przecież sprzeczność interesów i postaw dwóch głównych odłamów społeczeństwa jest faktem i nie da się jej przezwyciężyć deklaracjami przyjaznych uczuć. O jakimkolwiek porozumieniu z "partią zagranicy" nie może być mowy bo przecież chodzi o imponderabilia.
czwartek, 1 lipca 2010
Komorowski niepoinformowany?
O politycznym uwiądzie trójkąta weimarskiego było już głośno w tym roku. Trwały rozmowy, a trójkąt tracił na znaczeniu.
O odnowionej osi Berlin-Moskwa i strategicznym partnerstwie Niemiec i Rosji nasłuchaliśmy się do woli przy okazji debat na temat bałtyckiej rury.
Po majowej wizycie w Essen o ważnej roli Polski w trójkącie weimarskim plótł coś w kampanii wyborczej Komorowski: "Dla mnie to jest członkostwo w Unii Europejskiej, umocnienie pozycji Polski w Unii, to jest Trójkąt Weimarski, współpraca z Niemcami, Francją, bo to jest ta sama oś geopolityczna w Europie.".
O kwadracie z udziałem Moskwy pisały ostatnio rosyjskie media.
Nie wiemy nic jakie jest miejsce Warszawy w tej konfiguracji, bo to że jest partnerem najsłabszym, to oczywiste. Sikorski na ten temat milczy, a Komorowski pomimo bywania w zainteresowanych gremiach chyba jeszcze nic nie wie o tej nowej osi (kwadracie?) z udziałem Polski chociaż nie jest to bez znaczenia dla polskiej polityki zagranicznej.
Czy w ramach polityki miłości i zbliżenia dwóch politycznych walców mamy się cieszyć z bycia "pomiędzy" ? Czy Polska będzie tylko listkiem figowym dla partnerstwa dwójki krajów dominujących UE, czyli Niemiec i Francji z putinowską Rosją? Czy mamy tu jakąś rolę do odegrania poza wysłuchiwaniem, co ostatnio postanowili w sprawie Europy strategiczni partnerzy? To są bardzo ciekawe tematy, które niejako przypadkiem ujrzały światło dzienne w okresie kampanii wyborczej. Szkoda, że kandydat na prezydenta z ramienia partii rządzącej wie o nowej inicjatywie tyle samo, a może i mniej niż my.
sobota, 26 czerwca 2010
Dlaczego nie zagłosuję na Komorowskiego?
1. Komorowski ma niewiarygodną biografię. Dwie części tej biografii nijak nie pasują do siebie. Kandydat przedstawia się sam jako dawny antykomunistyczny opozycjonista. Równocześnie cieszy się poparciem takich komunistycznych liderów jak Jaruzelski czy Cimoszewicz, którzy nieprzypadkowo udzielają poparcia właśnie jemu! I on jest im za to poparcie wdzięczny! Skoro tak, to zaprzecza własnej biografii, bo błądził albo wtedy albo błądzi teraz. Istnieje też trzecie wyjście - dawny opozycjonista stał się częścią establishmentu i - tak jak u Orwella w Folwarku Zwierzęcym - trudno już odróżnić świnię od człowieka. Znamy funkcje publiczne kandydata po roku 1989, nie wiemy jak wygląda niejawna część biografii, która zbliżyła go do dawnych przeciwników i układu postkomunistycznego. Nie poprę kandydata o niejasnym życiorysie.
2. Komorowski należy do siły politycznej, która została założona przy udziale ludzi związanych z dawnymi służbami PRL - Andrzeja Olechowskiego i Gromosława Czempińskiego. Udziałowi Czempińskiego zaprzecza Maciej Płażyński. Może marszałek Płażyński rzeczywiście nie był tego świadomy i nie mógł pogodzić się z rewelacjami generała, że odegrał rolę pionka w większej grze? Zarówno Płażyński jak i Jan Rokita, który swego czasu wzmocnił PO działaczami Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego dawno odeszli z partii. Nie chcę aby za plecami Prezydenta RP kryły się szare eminencje w ciemnych okularach i o niejasnych celach.
3. Komorowski w latach 1990–1993 (z przerwą w 1992) pełnił funkcję cywilnego wiceministra obrony narodowej ds. wychowawczo-społecznych. W późniejszym okresie doszło do znacznego obniżenia zdolności obronnych państwa, w siłach zbrojnych doszło do licznych nadużyć, w czasie rządów PO zrezygnowano z armii z poboru nie wprowadzając w to miejsce żadnej formy podstawowego przeszkolenia obronnego młodego pokolenia (zlikwidowano nawet przysposobienie obronne w szkołach średnich), a społeczeństwo polskie jest na najlepszej drodze do całkowitego analfabetyzmu w zakresie własnej obronności. Komorowski znający MON od środka ani razu nie zaprotestował przeciwko karygodnemu rozbrojeniu Polski i demobilizacji wojska, w sytuacji gdy nasi sąsiedzi postępują się całkiem inaczej. Nie chcę, aby najwyższym zwierzchnikiem Wojska Polskiego został ktoś, kto nie widzi jego sensu poza może kompanią reprezentacyjną i orkiestrą.
4. Komorowski, podobnie jak Tusk, jest z wykształcenia historykiem. Kiedyś współredagował niezależne pismo "ABC" (Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne) poświęcone historii i polityce regionu pomiędzy Niemcami a Rosją. W działaniach obu polityków nie widać śladu wykształcenia historycznego, ani świadomości zagrożeń dla Państwa Polskiego porównywalnych z tymi w okresie przedrozbiorowym. Dyplomacja polityków PO jest prymitywna i naiwna, a strusia polityka musi skończyć się źle. O lekceważeniu przez obu panów polskiej polityki historycznej nie warto wspominać. O braku poparcia dla polityki prezydenta Lecha Kaczyńskiego - polityki wytrwałej budowy zaufania i współpracy państw naszego regionu, równoważącej działania polityki rosyjskiej też nie warto mówić. Do dyplomacji potrzebny jest polityk wytrawny, a nie drugi Stanisław August.
5. Komorowski pełniąc czasowo, na mocy konstytucji, obowiązki prezydenta państwa okazał się uzurpatorem, zawłaszczającym dla własnej partii politycznej wszystkie stanowiska zwolnione przedwcześnie przez tragicznie poległe ofiary katastrofy smoleńskiej. Pośpieszność i bezwzględność działania marszałka przywodzi na myśl wyciąganie poduszki spod głowy zmarłego zanim dobiegną końca ceremonie pogrzebowe. Marszałek ani nie poczekał z przejęciem władzy na akt zgonu prezydenta ani nie ograniczył się do administrowania krajem do czasu wyboru nowego prezydenta RP. Takie zachowanie się osoby z tzw. wyższych sfer musi budzić niesmak nawet u niewyrobionego politycznie wyborcy. Tak się w Polsce nie robi. Komorowskiemu nie podałbym ręki.
6. Komorowski związany był latach 90. z Unią Demokratyczną, potem z Unią Wolności. Odpowiednio od 1993 do 1994 oraz od 1994 do 1995 pełnił w tych ugrupowaniach funkcję sekretarza generalnego. Unia Wolności odeszła w polityczny niebyt z woli wyborców i nie pomogło jej koniunkturalne przepoczwarzanie się i nowe szyldy: Partia Demokratyczna, demokraci.pl . Jako ugrupowanie ludzi samozwańczo uważających się za elitę ("partia ludzi mądrych") i mających w pogardzie resztę społeczeństwa Unia Wolności poniosła słuszna karę. Jej niedobitki zasiliły jednak PO, a jednym z nich jest Bronisław Komorowski. Dawne powiązania, układy i sentymenty pozostały - stąd taki a nie inny skład Komitetu Honorowego kandydata PO, który bez niczyjej pomocy kompromitował się publicznie w Pałacu na Wodzie. Śmietanka geriatryczna stolicy w otoczeniu aktorów i sportowców, którzy jak dzieci nie są zbytnio rozgarnięci politycznie popełniła zbiorowe harakiri bez przerywania snu o swojej potędze. Zobaczyła to cała Polska i nawet najbardziej przychylni platformie przedstawiciele mediów, a wierchuszka PO patrzyła ze zgrozą spodziewając się opłakanych skutków takiej niedźwiedziej pomocy. Lemingi łykają jednak wszystko! Ale ja przecież nie muszę ...
Biorąc powyższe pod uwagę, nie zamierzam okazać ani krzty litości wobec kandydata tak niewydarzonego jak Komorowski. Wolę osobę bez hrabiowskiego tytułu, ale i bez białych plam w życiorysie, który do swojej pozycji doszedł własną pracą i nie musiał wykonywać politycznych wolt aby za wszelka cenę być na górze. Wolę wreszcie kandydata, do którego patriotyzmu i stosunku do własnego państwa nie mam wątpliwości, który swoją osobistą uczciwością gwarantuje, że Państwo Polskie zyska nową szansę na odbudowę tak potrzebnych autentycznych elit, które bardzo mozolnie ale jednak trafiają do polskiej polityki i gospodarki od tych ponad dwudziestu lat. Miejsce elity straconej pod Smoleńskiem nie może pozostać puste ani zagospodarowane przez polityczne marionetki.
sobota, 19 czerwca 2010
Historia Polski czytana 19 czerwca 2010 roku
"W r. 1697 następca Sobieskiego, August II Sas (1697-1773), został wybrany przy współudziale Rosji - w wyniku będącej przedmiotem zażartych sporów elekcji, która podzieliła kraj na rywalizujące ze sobą obozy na cały czas jego długiego panowania, paraliżując wszelki opór wobec rozboju obcych wojsk w okresie wielkiej wojny północnej. Po zwycięstwie pod Połtawą w roku 1709, które umocniło supremację Moskwy, zwłaszcza Rosjanie mogli zacząć postępować w sposób całkowicie bezkarny terroryzując konstytucyjne instytucje Rzeczypospolitej i podburzając elementy destruktywne w kraju. [...]
Na przestrzeni dwóch wieków istnienia Rzeczypospolitej bierny charakter prowadzonej przez nią polityki zagranicznej stawał się coraz bardziej widoczny. W odróżnieniu od swoich sąsiadów, nie miała żadnych aspiracji terytorialnych, nie służyła żadnej dynastii i nie wyznawała ideologii - [...] nie mogła się poszczycić niczym poza dobrobytem swoich obywateli. [...]
Rozbiór Polski, którego dokonano w trzech etapach w latach 1772, 1793 i 1795, był wydarzeniem bezprecedensowym w nowożytnych dziejach Europy. [...] nie zdarzył się przypadek, aby rozmyślnie i z zimną krwią [zwycięskie mocarstwa] unicestwiły jedno z historycznych państw Europy. Polskę poddano politycznej wiwisekcji przez okaleczenie, amputację i wreszcie całkowite rozczłonkowanie, jako jedyne usprawiedliwienie podając, że pacjent niezbyt dobrze się czuł. [...]
Żartownisie epoki oświecenia ostrzyli swój dowcip na nieszczęściach Rzeczypospolitej. [...] Ich publiczność chichotała elegancko, wierząc, że Polska w ten czy inny sposób zasłużyła na swój los. [...] Przez blisko 50 lat Rzeczpospolitą traktowano jak rosyjski protektorat i rządzono w niej metodami, które w życiu cywilnym uznano by za normalne gangsterstwo. Dopóki rosyjscy gangsterzy dostawali swoją dolę, a polscy naiwniacy i frajerzy przyjmowali ich opiekę, panował spokój. Ale gdy tylko podopieczni próbowali zrzucić sobie z karku niepożądanych opiekunów, nieuchronnie zaczynały się kłopoty.
Trudnych do pojęcia wydarzeń okresu rozbiorów zupełnie nie da się we właściwy sposób zrozumieć, jeśli się sobie nie uprzytomni, ze wewnętrzne kłopoty Polski systematycznie podsycali jej potężniejsi sąsiedzi. Rosja już od ponad wielu wtrącała się w wewnętrzne sprawy państwa. To Piotr I [...] uknuł skuteczną intrygę zmierzającą do osadzenia dynastii Wettinów na Polskim tronie; on też wreszcie zmusił Sejm Niemy do zatwierdzenia ograniczeń skarbu, wojska i reform - restrykcji, które miały przyczynić się do sparaliżowania życia publicznego. [...] gdy tylko Polacy próbowali podjąć jakiekolwiek kroki w celu zaprowadzenia porządku we swoim domu, zarówno Rosja, jak i Prusy podejmowały własne kroki, aby się upewnić, ze nic się nie zmieni. [...] Jeżeli w okresie, który miał teraz nastąpić, Polacy istotnie sami przyczynili się do katastrofy, to raczej dlatego, że desperacko próbowali wyzwolić się z anarchii, niż dlatego, że rzekomo pragnęli się w niej tarzać. [...]
Panin - główny doradca Katarzyny w sprawach zagranicznych - trzymał się starszych i bardziej zakonspirowanych reguł rosyjskiej gry, która polegała na rozbrojeniu rywali obietnicami zapewnienia im ochrony: ofiara nie była łapczywie pożerana, lecz zjadana powoli i spokojnie - kawałek po kawałku. [...] Rzeczpospolita miała nadal pełnić rolę placówki Rosji w Europie - podporządkowanego protektoratu, który ciągłymi manipulacjami można było minimalnym kosztem utrzymać w stałej zależności."
Za: Norman Davies, "Boże Igrzysko" (I wyd. ang. 1982)
wtorek, 15 czerwca 2010
Asekuracja Rosji i pokerowe zagranie Cimoszewicza
Przegranej PO już w pierwszej turze boi się jak ognia Cimoszewicz. Sądząc z jego wypowiedzi - nienawidzi Kaczyńskich. Dlatego nie chce ryzykować głosowania na kandydata SLD w pierwszej turze lecz powodowany paniką wyłamuje się z szeregu udzielając bezwarunkowego poparcia Komorowskiemu.
Oba dzisiejsze wydarzenia rzucją dodatkowe światło na wiarygodność sondaży. Rosja i Cimoszewicz otwarcie wątpią w ich wyniki.
niedziela, 13 czerwca 2010
Komorowski - Antyprezydent
Orzeł Czarny, którego wizerunek obecny w niemieckim Bundestagu rozjaśniał do tego stopnia, że można by go uznać za bliskiego krewnego Orła Białego, posiada w tych wyborach silne stronnictwo pod wodzą Donalda Tuska, wynagrodzonego ostatnio za swoje zasługi Międzynarodową Nagrodą Karola Wielkiego. Zasługi te sprowadzają się w istocie do rezygnacji z samodzielnej polityki polskiej w Europie i podporządkowania jej paneuropejskiej polityce niemieckiej:
"Laudację na cześć Donalda Tuska wygłosi Angela Merkel, która sama odznaczona została tym wyróżnieniem dwa lata temu. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby mowę pochwalną podczas uroczystości wygłaszał sam kanclerz Niemiec. Prasa komentuje to jako szczególne wyróżnienie przez panią kanclerz polskiego premiera za poprawę stosunków polsko-niemieckich w ostatnich dwóch latach." link
Dwugłowy Orzeł Złoty, na którym nie wyschła jeszcze złota farba pokrywająca dokładnie czarne pióra imperialnego orła carów, ma w tych wyborach silne stronnictwo rosyjskie (działające jak się okazuje za kulisami przez cały okres III RP i ujawnione w całej swoje krasie po katastrofie smoleńskiej), wynagradzane za swoje zasługi w tak spektakularnej formie jak Nagroda Państwowa Federacji Rosyjskiej dla Andrzeja Wajdy link. Zasługi te sprowadzają się w istocie do rezygnacji z samodzielnej polityki polskiej w Europie i podporządkowania jej neoimperialnej polityce rosyjskiej.
Nieprzypadkowo tak się składa, że oba te stronnictwa niemieckie i rosyjskie posiadają w Polsce WSPÓLNĄ ekspozyturę w malowniczej partii nazwanej dla niepoznaki Platformą Obywatelską. Wystawiły też wspólnego kandydata w tych wyborach w osobie Bronisława Komorowskiego, znanego "w mieście i na WSI".
Wobec porozumienia "strategicznych partnerów" PONAD GŁOWAMI państw regionu w sprawach interesów politycznych i gospodarczych, przy równoczesnym ostentacyjnym wycofaniu się USA z aktywnej roli w Europie, niezależna polityka polska postulowana przez stronnictwo patriotyczne staje się coraz trudniejsza.
Polityka zagraniczna Polski po roku 1989 pozostawiała wiele do życzenia. W MSZ "korporacja Geremka" blokowała przez całe lata przygotowanie i wymianę kadry dyplomatycznej dla potrzeb realizacji polskiej racji stanu. Polityka polska nigdy w ostatnich latach nie była spójna, zarówno strona rządowa jak i prezydencka popełniała liczne błędy. Pomimo to okres prezydentury Lech Kaczyńskiego, aktywnie zaangażowanego we wzmacnianie istniejących związków z krajami regionu leżącego pomiędzy Rosją a Niemcami i nawiązywanie dialogu i bliskich relacji z przywódcami tych państw, wyróżniał się na tle polityki dotychczasowej. Państwa grupy wyszehradzkiej, kraje bałtyckie, Ukraina i Białoruś, państwa Kaukazu podjęły - chociaż z różnym zaangażowaniem - liczne inicjatywy Lecha Kaczyńskiego, zaczęły budować wzajemne zaufanie i dostrzegać wspólnotę interesów i korzyści z prowadzenia skoordynowanej polityki. W końcu wszystkie te państwa były i są zagrożone sprowadzeniem do roli satelitów Moskwy albo Berlina. Polska jako największe państwo regionu jest jedynym krajem, wokół którego mogą wykrystalizować niezależne inicjatywy polityczne i gospodarcze kilkunastu średniej wielkości organizmów państwowych posiadających aspiracje do niezależnego bytu i stanowiących niemały, chociaż rozproszony dotąd, potencjał ekonomiczny.
Pośrednim dowodem na poprawność tego rozpoznania jest obecność najwyższych przedstawicieli wymienionych państw na pogrzebie pary prezydenckiej w Krakowie link.
Obecność najwyższych delegacji państwowych wszystkich krajów regionu (z wyjątkiem większości Bałkanów, podporządkowanych polityce niemieckiej) stanowiła symboliczne podziękowanie Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, za jego dalekowzroczną i momentami heroiczną dyplomację i równocześnie wymowną deklarację kontynuowania takiej polityki w przyszłości. Ironią losu był fakt, ze kondolencje na Wawelu odbierali główni krajowi oponenci polityki Prezydenta Kaczyńskiego, politycy PO: Komorowski, Tusk, Borusewicz i Sikorski. Ręce wyciągnięte do współpracy zostały odtrącone. Oferta kontynuacji wspólnych działań nie została podjęta przez polityków PO zorientowanych na Niemcy i Rosję. Zaślepionym politykom PO sposób myślenia o Polsce jako kraju promieniującym swoją kulturą na cały region i oferującym swoje wsparcie polityczne bliższym i dalszym sąsiadom nie mieści się w głowach salonowych pseudoelit. Po "mrzonkach polityki jagiellońskiej" nie zostało w polityce prowadzonej przez PO ani śladu. Niewiara we własne państwo przynosi gorzkie owoce.
Ta nielojalność wobec potencjalnych partnerów i sojuszników osłabia pozycję Polski w Europie i na świecie. Rola kapciowego Moskwy i Berlina, nie budzi szacunku. Tak jak Tusk i PO zmawiając się z prezydentem Putinem byli nielojalni wobec polityki i osoby polskiego Prezydenta, posiadającego najszerszy mandat społeczny, co przyczyniło się do rozmiaru, a prawdopodobnie i samego faktu zaistnienia katastrofy smoleńskiej, tak ich postawa po katastrofie jest jednym wielkim zaprzeczeniem instynktu państwowego i elementarnych zasad kultury.
Przekazanie śledztwa w ręce FSB można odczytać jako brak zaufania do polskich instytucji państwowych i pośredni dowód, że w interesie PO było pozostawienie inicjatywy Moskwie. To gwarantowało większe szanse na zagarnięcie całej nieomal władzy w Polsce, czego obecnie jesteśmy biernymi świadkami. Z kolei nielojalność Premiera Rządu RP wobec brata Prezydenta 10 czerwca 2010 w Smoleńsku, gdzie korzystając z alibi stworzonego przez Putina nie wyszedł z namiotu, aby przywitać polskiego obywatela Jarosława Kaczyńskiego i złożyć mu okolicznościowe kondolencje, mówi bardzo wiele o odwadze cywilnej i czystych intencjach przywódcy PO. Tak Polak wobec Polaka postępować po prostu nie może!
Platforma Obywatelska nie ukrywa swojego programu politycznej wasalizacji naszej Ojczyzny. Jarosław Kaczyński nie może mówić wprost jaka jest stawka tych wyborów. Pozostawia to naszemu patriotyzmowi i inteligencji. Nie możemy Go zawieść, nie możemy zawieść Polski, otrzymanej za cenę krwi z rąk naszych przodków.
Nigdy nie wiązałem z PO żadnych politycznych nadziei, dlatego oszczędzone mi było rozczarowanie do tej formacji, stylu jej polityki i poziomu moralnego jej przywódców. Mam nadzieję, że jeśli w kimś tli się jeszcze iskierka patriotyzmu, to nie przyłoży ręki do wyboru Komorowskiego na ANTYPREZYDENTA.
Stwórzmy alternatywny wobec rządzącej PO ośrodek władzy. Mamy na to szanse już w pierwszej turze. W następnych wyborach odsuniemy od władzy partię zagranicy i rozpoczniemy wszystko od nowa. Mając niepodległość, znów będziemy mogli różnić się w wielu szczegółach pozostając zgodni co do zasady: chcemy by Polska istniała i chcemy być z niej dumni.
czwartek, 3 czerwca 2010
Odtajnić rozmowę PUTIN-TUSK
W miejsce postulatu Wałęsy, który durnie myśli o pogrążeniu Kaczyńskich (rozmowa dotyczyła zapewne stanu zdrowia matki obu braci) postuluję odtajnienie ROZMOWY TUSKA Z PUTINEM odbytej z inicjatywy tego ostatniego zaraz po katastrofie, rano 10 kwietnia, o czym doniosła już o 11.50 IAR:
http://www.tvs.pl/informacje/23323/
Z tej długiej (wg TVP 1,5 godz.) rozmowy nie było nawet najkrótszego komunikatu, nie mówiąc już o omówieniu, czy odniesieniu się do niej przez Tuska w jakimś wywiadzie. Końce w wodę. Grobowe milczenie. Szekspirowska intryga: wspólny plan działania i odtąd wspólny los.
Informacja o rozmowie PUTIN-TUSK została natychmiast przykryta relacjami o akcji służb rosyjskich w Smoleńsku.
Wieczorem z inicjatywy Putina odbyło się spotkanie PUTIN-TUSK mające charakter przedstawienia dla telewizji. Śledztwo przypadło Rosjanom. Zaczęła się dezinformacja.
W cieniu spotkania PUTIN-TUSK odbyła się tego wieczoru identyfikacja ciała Pana Prezydenta przez brata.
poniedziałek, 17 maja 2010
Panna Nikt - Pan Nikt
Dedykacja: Andrzejowi Wajdzie do sztambucha
Parafraza streszczenia powieści "Panna Nikt" Tomka Tryzny z roku 1994, sfilmowanej w 1996 przez Andrzeja Wajdę (na podstawie hasła "Panna Nikt" w Wikipedii).
Piętnastoletnia Marysia Kawczak, pochodząca z biednej śląskiej wioski, Jawiszowa, przeprowadza się z rodziną do Wałbrzycha.
Sześćdziesięciotrzyletni Andrzej Wajda, pochodzący z biednych Suwałk, po sfotografowaniu się z Lechem Wałęsą w wyborach 1989 roku zostaje senatorem OKP I kadencji.
Prostolinijna i naiwna, czuje się wyobcowana w nowym miejscu i szkole.
Rozczarowany plebejską atmosferą, czuje się wyobcowany w klubie i przenosi się w trakcie kadencji do partii ludzi rozumnych - Unii Demokratycznej.
W nowej klasie Marysia poznaje Kasię, pewną siebie artystkę i buntowniczkę, która stopniowo wprowadza ją w świat duchowych doznań i fantazji.
W nowym świecie wielkiej polityki Andrzej poznaje Adama, pewnego siebie komandosa-opozycjonistę i buntownika, który stopniowo wprowadza go w świat elit III RP.
Marysia traktuje nową koleżankę z uwielbieniem i podziwem, nie zauważając, że ta odnosi się do niej z pobłażliwością i lekką kpiną.
Andrzej traktuje nowego kolegę z uwielbieniem i podziwem, nie zauważając, że ten odnosi się do niego z ledwie skrywaną pobłażliwością i kpiną.
Wydaje się jednak, że Kasia szczerze lubi Marysię, chociaż ich przyjaźń jest trudna: Kasia jest spontaniczna, impulsywna, jej nastrój waha się między euforia i depresją.
Wydaje się jednak, że Adam szczerze lubi Andrzeja, chociaż ich przyjaźń jest trudna: Adam jest spontaniczny, impulsywny, jego nastrój kołysze się przez lata na falach walki z lustracją i dekomunizacją.
Pod wpływem manipulacji Kasi Marysia stopniowo oddala się od rodziny, staje się skryta i zakłamana.
Pod wpływem manipulacji Adama Andrzej stopniowo oddala się od ciemnego społeczeństwa, staje się zadufany w sobie i głodny zaszczytów. Pomaga Adamowi przejąć Gazetę Wyborczą.
Kiedy przyjaźń dziewcząt zostaje zachwiana, Marysia odwraca się od Kasi i zaprzyjaźnia z drugą dziewczyną z klasy, Ewą.
Kiedy przyjaźń mężczyzn zostaje przypieczętowana, Andrzej pod wpływem Adama zaprzyjaźnia z bohaterem "nocnej zmiany" - Donkiem - i marszałkiem sejmu p.o. prezydenta - Bronkiem.
Ewa pochodzi z bogatej rodziny, jest zimna, rozpieszczona i przyzwyczajona do luksusów.
Bronek Komorowski pochodzi z historycznej rodziny, jest zimny, rozpieszczony i przyzwyczajony do luksusów.
Ewa obdarowuje Marysię coraz to nowymi prezentami i wprowadza ją w świat cielesnych przyjemności.
Bronek kandydując na urząd prezydenta obdarowuje Andrzeja coraz to nowymi zaszczytami i wprowadza go do Komitetu Honorowego.
Marysia uczy się od niej obycia, ale i staje się wyrachowana i interesowna.
Andrzej uczy się od niego wielkopańskiego obycia, ale i staje się wyrachowany i interesowny.
Kulminacyjny moment w akcji następuje, gdy Marysia odkrywa prawdę o Kasi i Ewie oraz dowiaduje się o grze, jaka była z nią prowadzona.
Kulminacyjny moment w akcji następuje, gdy Andrzej od Adama i Bronka dowiaduje się o grze zwolenników IV RP, jaka była z nim prowadzona. Wścieka się i postanawia wydać im wojnę.
Książka, podzielona na kilka części, pisana jest w pierwszej osobie. Czytelnik widzi przemianę, jaką przechodzi Marysia - z prostodusznej dziewczynki z zapadłej wsi staje się beznamiętna i cyniczna. Widoczna jest też schizofrenia, w której bohaterka stopniowo się pogrąża, a która spowoduje tragiczny finał historii - jej samobójstwo.
Narracja, podzielona na kilka części, pisana jest w pierwszej osobie. Czytelnik widzi przemianę, jaką przechodzi Andrzej - ze sztandarowego filmowca PRL staje się zajadłym i cynicznym członkiem Salonu III RP. Widoczna jest też schizofrenia, w której bohater stopniowo się pogrąża, a która spowoduje tragiczny finał historii - jego publiczną kompromitację.
"Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!"
niedziela, 16 maja 2010
Bronię pilotów prezydenckiego Tu-154M
19 kwietnia opublikowana została w "GW" hipoteza Siergieja Amielina sugerująca błąd pilotów jako przyczynę katastrofy prezydenckiego Tu-154M.
Tego samego dnia Janusz Korwin-Mikke na swoim blogu uznał, że "hipoteza [Amielina] ma ręce i nogi".
Wcześniej 16 kwietnia Stary Wiarus za możliwą przyczynę katastrofy podał błędną interpretację przez pilotów wartości ciśnienia referencyjnego dla wysokościomierza barycznego, podawanego przez dyspozytora na lotnisku Siewiernoje (z prowizorycznego baraku , nieco na wyrost nazywanego "wieżą").
Prawie miesiąc później, 14 maja 2010 na temat błędu pilotów wypowiedział się były szef szkolenia w Dowództwie Sił Powietrznych - pułkownik Piotr Łukaszewicz, a w "Polska The Times" pojawił się artykuł aspirujący do całościowego wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej katastrofy p.t. "Odtworzono ostatnie chwile lotu Tu-154; błąd w pilotażu". Oba źródła potwierdzają pośrednio wersję Amielina, dezawuują możliwości błędnego odczytu ciśnienia z wysokościomierza barycznego przez pilotów, a za główny błąd pilotów wskazują błędną interpretację wskazań wysokościomierza radiowego:
"W przeciwieństwie do ciśnieniowych wysokościomierze radiowe mierzą rzeczywistą wysokość lotu samolotu nad terenem. Jedna antena radiowysokościomierza wysyła sygnał radiowy, a druga odbiera sygnał zwrotny odbity od powierzchni ziemi. Precyzyjnie zmierzona różnica czasu pomiędzy wysłaniem sygnału a jego odbiorem pozwala na określenie rzeczywistej wysokości lotu samolotu nad terenem. Mankamentem jest fakt, że teren wokół lotniska nie zawsze jest płaski jak stół. [...]
Należy przyjąć, że wysokościomierz barometryczny miał ustawione prawidłowe ciśnienie referencyjne i pokazywał właściwą wysokość. Przemawia za tym fakt, że do wysokości 100 metrów Tu-154 utrzymywał właściwy profil lotu, do którego kontroler lotu nie miał zastrzeżeń. Należy przypomnieć, że przed pasem lotniska na kierunku lądowania znajdował się jar o głębokości ok. 60 metrów. Radiowysokościomierz pokazujący rzeczywistą odległość od samolotu do powierzchni ziemi z chwilą wlotu nad jar pokazał nagły wzrost wysokości, zjawisko wybitnie niekorzystne w ostatniej fazie lotu bezpośrednio poprzedzającej lądowanie.
Brakowało kilku sekund, aby uratować samolot
Informacja o wzroście wysokości została odczytana jako wznoszenie samolotu, któremu należało przeciwdziałać poprzez zwiększenie prędkości opadania. Nie widząc ziemi, załoga nie mogła uświadomić sobie faktu, że tym razem, to nie samolot wznosi się, tylko ziemia się od niego oddala. Podejmując przeciwdziałanie wznoszeniu, którego nie było, piloci nagle zwiększyli prędkość zniżania, kierując się wskazaniami wysokościomierza radiowego i mając w pamięci fakt, iż przyrządy ciśnieniowe, także wariometr pokazujący prędkość wznoszenia lub opadania samolotu, działają z pewnym opóźnieniem, a radiowysokościomierz działa w czasie rzeczywistym.
O słuszności postępowania mogło ich także upewnić chwilowe pokrycie się wskazań obydwu wysokościomierzy. Jednakże wskazania radiowysokościomierza zaczęły maleć w tempie równie szybkim, jak chwilę wcześniej wzrastały. Przelot przez cały jar o szerokości ok. kilometra trwał nie dłużej niż 12 sekund. W tym czasie załoga dostrzegła ziemię oraz zorientowała się, że samolotowi grozi niebezpieczeństwo, i próbowała mu przeciwdziałać poprzez próbę nagłego zwiększenia wysokości lotu."
Szanowni Czytelnicy - niestety nie można bezkrytycznie przyjąć powyższego uzasadnienia, nawet pochodzącego ze źródeł wojskowych. Przede wszystkim piloci i nawigatorzy Tu-164M nie byli w Smoleńsku pierwszy raz. Musieli znać ukształtowanie terenu wzdłuż linii podchodzenia do lądowania. Musieli również wiedzieć, jakie wskazania przyrządów pomiarowych towarzyszą przelotowi nad tym głębokim jarem. W warunkach braku widoczności obserwowane wahania wskazań wysokościomierza radiowego - najpierw wzrost odległości od ziemi, a później zmiana tej wysokości - byłyby w oczywisty sposób pomocne w określeniu charakterystycznych punktów początku i końca szerokiego i głębokiego zagłębienia powierzchni, a więc pośrednio i odległości samolotu od początku pasa startowego.
Ponieważ prawie wszyscy jesteśmy kierowcami wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Przed stacją benzynową, gdzie byliśmy już wcześniej parę razy na prostym odcinku drogi dojazdowej występuje najpierw błędne oznaczenie ostrzegające przed niebezpiecznym skrętem w prawo, a paręset metrów dalej błędne oznaczenie ostrzegające przed niebezpiecznym skrętem w lewo. Tymczasem trzeba jechać cały czas prosto. Czy jadąc w gęstej mgle i widząc pojawiające się w podanej kolejności błędne znaki ostrzegawcze rozpoczniemy wykonywanie niebezpiecznych zakrętów? Czy może te błędne znaki pozwolą nam ocenić bliskość poszukiwanego celu nie wpływając na kierunek jazdy?
Proszę zauważyć, że analogia z lotem Tu-154 jest dokładna, - różnica dotyczy tylko płaszczyzny zalecanych przez przyrządy czy znaki manewrów: pionowej w przypadku samolotu, poziomej w przypadku samochodu.
Ponadto pamiętajmy, ze w kabinie prezydenckiego samolotu siedziało czterech wysokiej klasy profesjonalistów (takich jak na szosie Robert Kubica czy Krzysztof Hołowczyc) dlatego prawdopodobieństwo popełnienia takiego błędu przez obu pilotów i nawigatorów w momencie maksymalnego skupienia uwagi na czynności lądowania jest niezwykle niskie.
Przedstawiona jako pewnik hipoteza nie tłumaczy dlaczego polski samolot nie znajdował się na linii pasa startowego, ale równolegle do niej w pewnej odległości. Obecność jaru oraz wskazania wysokościomierzy nie mają tu nic do rzeczy.Wyjaśnieniem tej okoliczności może być błędne wytyczenie osi pasa startowego przez radiolatarnie i reflektory nawigacyjne, czego w dostatecznym stopniu nie zweryfikowano. Ponadto nadal nie wiemy jaka na lotnisku Siewiernoje była koincydencja czasowa i trajektorie samolotu Ił-67, który krążył nad lotniskiem i odleciał chyba bezpośrednio przed lądowaniem Tu-154M. Z tego co podano do wiadomości Ił-67 nie został nawet zidentyfikowany, nie mówiąc o zapisach jego lotu i zeznaniach załogi. Teraz jest już na to za późno.
Nie wierzmy więc zbyt łatwo w wyjaśnienia i hipotezy podawane do wierzenia przez media i "specjalistów". Wystarczy myśleć logicznie.
czwartek, 13 maja 2010
Ile prezydenta w marszałku?
Marszałek Komorowski obwieścił miastu Warszawie i światu decyzję o powołaniu w najbliższy poniedziałek Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby marszałek po raz kolejny nie wykraczał poza kompetencje p.o. prezydenta w okresie przejściowym i nie zachowywał się jak zaprzysiężony Prezydent RP.
Planowane powołanie RBN jest nadużyciem władzy dlatego, że dotyczy przyjęcia koncepcji i powołania politycznego ciała doradczego, które przyszły Prezydent mógły powołać według swojego uznania zaledwie dwa miesiące później. Nie ma w tej sprawie pośpiechu.
Marszałek Komorowski pragnie narzucić już teraz linię swojej prezydentury, w której postkomuniści będą mieć wiele do powiedzenia. W planowanej Radzie mają zasiąść byli prezydenci i premierzy, co brzmi rozsądnie, ale oznacza obecność w RBN postkomunistów w rodzaju Jaruzelskiego, Kwaśniewskiego, Oleksego, Millera, Cimoszewicza ... Piękne towarzystwo zainstalowane w otoczeniu Prezydenta i doradzające w sprawach bezpieczeństwa państwa! O ile jest wiadomo, że Komorowskiemu, związanemu jawnie z byłą WSI to nie przeszkadza, to każdy inny prezydent będzie musiał taką Radę zreformować albo i rozwiązać.
Konsultacja z przywódcami głównych partii politycznych i zaproszenie ich do Rady ma za cel pokazanie Jarosławowi Kaczyńskiemu jakie jest jego miejsce - przynajmniej w okresie przejściowym. Mogąc się wypowiedzieć w sprawie RBN, będzie w każdej sprawie przegłosowany, a jego pozycja polityczna będzie wyraźnie niższa co marszałek Komorowski skrzętnie wykorzysta.
Jedno uderzenie siekierą i dwie kłody pod nogi kandydata PIS. Oto ekonomia ruchów i strategia p.o. Prezydenta. Walka wyborcza nabiera rumieńców.
A jeśli ktoś zada tytułowe pytanie: ile prezydenta w marszałku ? odpowiem - zdecydowanie za dużo. Bez zaprzysiężenia nie uchodzi stroić się w cudze piórka i szarogęsić zza prezydenckiego biurka.
wtorek, 11 maja 2010
Smoleńsk 2010 - dlaczego?
Zamiast zerwać z przeszłością i odtworzyć po 1989 roku niepodległe państwo zachowujemy nienaruszone instytucje, struktury, prawa oraz personalną ciągłość z PRL.
Zamiast odtworzyć własne elity państwowe, wojskowe, kulturalne pozwalamy aby ich miejsce dwadzieścia lat później zajmowały w dużym stopniu "elity" postkomunistyczne.
Zamiast nowoczesnej konstytucji mamy przegadany i populistyczny akt prawny obiecujący wszystkim obywatelom przysłowiowe gruszki na wierzbie, a nie zagwarantowane przez państwo i jego agendy równe szanse i warunki do nieskrępowanej działalności politycznej, społecznej i gospodarczej.
Zamiast posiadać polskie media i obieg informacji publicznej pozwalamy na działalność polskojęzycznych mediów zagranicznych lub postkomunistycznych , które dezinformują społeczeństwo, uprawiają dywersję polityczną i gospodarczą, deprawują i wynarodawiają kolejne pokolenia Polaków.
Zamiast polskiego wojska zdolnego do obrony naszego kraju mamy elitarne siły interwencyjne przystosowane do walki w warunkach zupełnie odmiennych od tych, które doświadczamy na naszym teatrze wojennym.
Zamiast upragnionej wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej mamy państwo, które boi się wolności i niepodległości.
Zamiast pełnoprawnego udziału w działalności instytucji międzynarodowych, do których przynależymy - takich jak NATO czy UE - zadowalamy się w dużym stopniu nominalnym członkostwem bez istotnego wpływu w ciałach zarządzających, bez koniecznej rozbudowy i wykorzystania własnego potencjału kadrowego i koncepcyjnego.
Zamiast podejmować decyzje w oparciu o rację stanu zgadzamy się po wielokroć na dyktat ze strony państw i organizacji, które realizują w ten sposób swoje cele.
Zamiast szukać bezpieczeństwa energetycznego w oparciu o własne zasoby i dywersyfikację źródeł wybieramy uzależnienie od dostaw z jednego kierunku.
Zamiast współpracy rządu i prezydenta w oparciu o konstytucję mamy walkę podjazdową o kompetencje i zdominowanie konstytucyjnego partnera.
Zamiast legalizmu i kultury politycznej obserwujemy działania niegodne, wręcz podłe, które nie napotykają na krytykę stronniczych antypolskich mediów.
Zamiast działań propaństwowych mamy prywatę, korupcję, podskórną walkę o niejasne interesy nieformalnych grup wpływu.
Zamiast jednej polityki zagranicznej i historycznej mamy niekonsekwencję, niespójność a często i sprzeczność.
Zamiast wzajemnego wsparcia reprezentantów państwa mamy nielojalność, odmowę współpracy i samodzielne akcje o nieprzewidywalnych konsekwencjach.
Zamiast realnej, opartej na faktach oceny sytuacji politycznego konfliktu pomiędzy dwoma krajami mamy nie liczącą się z zagrożeniami lekkomyślną politykę "miłości" koguta do lisa wielce ryzykowną dla kur.
Zamiast troski o bezpieczeństwo reprezentantów państwa mamy skrajne zaniedbania, dezynwolturę, brak przestrzegania elementarnych zdroworozsądkowych zasad.
PO KATASTROFIE
Zamiast mobilizacji wszystkich organów państwa w godzinie próby mamy działania pozorowane, PR-owe, werbalne a nie rzeczywiste.
Zamiast realistycznej oceny sytuacji i podjęcia stosownych działań obserwujemy zbędne gesty świadczące o niezrozumieniu powagi sytuacji i nieliczeniu się z odczuciami rodaków.
Zamiast odwagi i konsekwencji w dążeniu do ustalenia prawdy mamy paraliż woli, zachowawczość, obawę przed odpowiedzialnością.
Zamiast oparcia się o szczegółową umowę dwustronną w 1993 roku dotyczącą wojskowych katastrof lotniczych zgadzamy się przyjąć za podstawę konwencję międzynarodową z lat pięćdziesiątych dotyczącą lotnictwa cywilnego.
Zamiast samodzielnego śledztwa mamy pozory partnerskiego uczestnictwa w śledztwie innego państwa.
Zamiast międzynarodowej współpracy w wyjaśnieniu katastrofy mamy dwustronne ale nie partnerskie tylko asymetryczne relacje pomiędzy stronami.
Zamiast wyważonej ale otwartej i merytorycznej polityki informacyjnej mamy dezinformację, bezmyślne cytowanie obcych źródeł, brak elementarnych konkretów.
Zamiast dowodów mamy- poszlaki.
Zamiast naśladowania najlepszych wzorów międzynarodowych mamy zgodę na drastycznie obniżone standardy zabezpieczenia dowodów i śledztwa.
Zamiast szeroko zakrojonych badań najnowszymi technikami, które możemy otrzymać ze strony naszych sojuszników z NATO mamy uproszczone, ułomne procedury, które nie są w stanie zebrać wszystkich dostępnych dowodów.
Zamiast logiki w ocenie procedur i materiałów dowodowych mamy gotowość do przyjęcia gotowych wniosków drugiej strony.
Zamiast podjęcia wszystkich ponadstandardowych kroków prowadzących do wyjaśnienia katastrofy również w oparciu o dane wywiadowcze państw sprzymierzonych obserwujemy zaniechanie tych innych możliwych działań.
Zamiast odwagi przyjęcia choćby najgorszej prawdy i przygotowania się do niej na płaszczyźnie dyplomatycznej mamy lęk przed odpowiedzialnością i gotowość na przyjęcie pozoru prawdy, niepełnej prawdy, braku prawdy.
Zamiast dialogu ze społeczeństwem, które samodzielnie dąży do poznania prawdy mamy znaną strusią politykę wewnętrzną opartą na pustosłowiu i kreacji medialnej.
Zamiast gotowości do wzięcia odpowiedzialności za przyczyny katastrofy leżące po stronie polskiej mamy chęć uniknięcia za wszelką cenę konsekwencji zaniedbań, obronę szefów MON i MSZ, podwójną gardę premiera, który swoją lekkomyślnością stworzył okoliczności nie pozostające bez wpływu na to co się wydarzyło.
Zamiast ...
poniedziałek, 10 maja 2010
Sprawa zaprzysiężenia p.o. Prezydenta
Czy można zatem wykluczyć, że w obfitującym w tragiczne wydarzenia dniu 10 kwietnia 2010 mogło dojść do podobnych wypadków na polu przestrzegania obowiązującego w Polsce prawa ? Nikt rozsądny takiej okoliczności wykluczyć nie może - zwłaszcza, że działano pod presją czasu i zaskakujących okoliczności, w pośpiechu i w atmosferze improwizacji.
Tak jak to zapisano w konstytucji Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski przejął tego dnia obowiązki Prezydenta RP. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby towarzyszyły temu zdarzeniu odpowiednie akty prawne. Jednak oparto się jedynie na doniesieniu o katastrofie w Smoleńsku i jej tragicznych skutkach. Obywatele dowiedzieli się tego z telewizji, marszałek mógł dysponować ponadto ustną relacją ambasadora RP w Rosji oraz oświadczeniem strony rosyjskiej o katastrofie. Na inne procedury w pośpiechu zabrakło czasu. Jak pamiętamy pierwsze znane relacje z katastrofy nie były wolne od niejasności oraz istotnych sprzeczności, co nie przeszkodziło marszałkowi działać w warunkach niepełnej informacji. Identyfikacja ciała i stwierdzenie zgonu prezydenta Lecha Kaczyńskiego nastąpiły kilka godzin po tym jak marszałek Komorowski obwieścił Polsce i światu objęcie nowej funkcji, co odbyło się oczywiście również za pośrednictwem telewizji.
Czy objęcie przez marszałka sejmu funkcji osoby pełniącej obowiązki Prezydenta RP odbyło się zgodnie z prawem? Biorąc pod uwagę, że zakres prerogatyw marszałka sejmu w takiej sytuacji ulega znacznemu poszerzeniu, nawet gdy marszałek nie będzie musiał ani zechce z nich skorzystać, objęcie zaszczytnej i odpowiedzialnej funkcji p.o. Prezydenta RP powinno odbyć się zgodnie z ustaloną prawnie procedurą. Trudno byłoby uznać za wystarczające jednostronne oświadczenie w tej sprawie samego marszałka. Nie jestem konstytucjonalistą ani nie znam obowiązującego w tym zakresie prawa, jednak kierując się logiką można by się spodziewać prostego, dostosowanego do nadzwyczajnych okoliczności aktu zaprzysiężenia marszałka w nowej roli czasowej głowy państwa. Czy takie zaprzysiężenie miało miejsce? Nic o nim - przynajmniej z mediów - nie wiadomo. Jeżeli zostało zarejestrowane, to powinno zostać pokazane w postaci migawki w najbliższych wydaniach programów informacyjnych. Czy ktoś widział taką relację?
Jeżeli zaprzysiężenia marszałka p.o. Prezydenta nie było, to rodzą się dalsze pytania:
1. Czy obwiązujące prawo konstytucyjne przewiduje akt zaprzysiężenia? Jeżeli nie, to dlaczego? Wszak zakres praw i obowiązków marszałka nie jest już tożsamy z poprzednim, nawet jeżeli stojąc na czele sejmu był drugą osobą w państwie. Jako p.o. Prezydenta marszałek ma odtąd dostęp do wszystkich niedostępnych dla niego dotąd dokumentów i akt.
2. Jeżeli taki akt miał miejsce, to przed kim przysięgał marszałek? Nie można chyba dokonać zaprzysiężenia przed samym sobą.
3. Marszałek wkrótce po telewizyjnym oświadczeniu o objęciu funkcji p.o Prezydenta RP podjął szereg decyzji dotyczących m.in. mianowania szefa Kancelarii Prezydenta RP (pomimo, że funkcje szefa kancelarii mógł bez przeszkód sprawować jego zastępca), obsadził zwolnione stanowisko szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, uzyskał dostęp do obu kancelarii i wszystkich dokumentów, które były do tej pory zastrzeżone dla prezydenta i szefa BBN (np. aneks do raportu w/s byłej WSI), podpisał z marszu bez należytego rozpoznania sprawy, bez uwzględnienia stanowiska wypracowanego przez zmarłego Prezydenta albo przynajmniej opinii Trybunału Konstytucyjnego ustawę wywracającą dotychczasowy ustrój Instytutu Pamięci Narodowej itd.itp. Czy wszystkim tym czynnościom towarzyszyły odpowiednie akty prawne? Czy są one ważne bez aktu zaprzysiężenia ?
4. 20 czerwca lub 4 lipca w drodze wyborów powszechnych zostanie wybrany nowy Prezydent RP. Czy nowy prezydent posiadający demokratyczny mandat do sprawowania władzy zaakceptuje wszystkie decyzje osoby czasowo p.o. Prezydenta? Jeżeli będzie to Bronisław Komorowski, to z pewnością tak. Jeżeli wygra inny kandydat, to być może nie.
5. Które decyzje p.o. Prezydenta są odwracalne? Czy wystarczy postanowienie zaprzysiężonego Prezydenta o unieważnieniu niektórych z podjętych decyzji, czy tez konieczne będzie uruchomienie specjalnych procedur?
6. Czy podstawą do ewentualnego anulowania decyzji p.o. Prezydenta może być wykazanie uchybień prawnych przy obejmowaniu urzędu takich jak brak zaprzysiężenia?
Pytania powyższe adresuję w zasadzie do prawników-konstytucjonalistów, chociaż sądzę, że są one w stanie zainteresować tak zwanych zwykłych obywateli. Być może większość z tych pytań wynika z mojej ignorancji, ale takich ignorantów jest więcej i byłoby z pożytkiem dla wszystkich rozwianie wszelkich wątpliwości prawnych związanych z okolicznościami wyboru i czasowego pełnienia najwyższej funkcji w państwie przez marszałka Sejmu p.o. głowy Państwa Polskiego.
niedziela, 9 maja 2010
Historyczne przemówienie J. Kaczyńskiego
Tym przemówieniem Jarosław Kaczyński niezwykle mądrze, taktownie ale i brawurowo przejął inicjatywę pojednania z narodem rosyjskim z rąk Salonu III RP, który wspiera obecny rząd utrzymujący nieomal wasalne relacje z Moskwą wymyślając "oddolne" inicjatywy w rodzaju dzisiejszej akcji palenia zniczy na grobach żołnierzy Armii Czerwonej. Salonowi wydawało się, że antykomunistyczny PIS nie znajdzie na tę akcję odpowiedzi i w ten sposób wpadnie w zastawioną pułapkę. Prezes PIS znalazł odpowiedź godną, wyważoną i wiarygodną.
W osobie doktora Jarosława Kaczyńskiego mamy najpoważniejszego kandydata na Prezydenta RP, który potrafił znaleźć właściwą formę i treść dla przesłania, które jaskrawo kontrastuje z postawą Bronisława Komorowskiego pokładającego nadzieję w serwilizmie wobec władz na Kremlu i usłużnym wypełnianiu oczekiwań postkomunistycznych grup interesu w Polsce. Jarosław Kaczyński patrzy prosto w oczy. Bronisław Komorowski takiego spojrzenia unika.
Zadęcie i patriotyczne frazesy kandydata PO nie mogą pokryć jego mizerii moralnej i widocznych uwikłań prowadzących wprost do politycznego rozbójnictwa (styl przejęcia władzy p.o. Prezydenta na podstawie informacji telewizyjnej bez prawomocnego orzeczenia o śmierci poprzednika, brak zaprzysiężenia na stanowisku o nowych, znacznie rozszerzonych kompetencjach, pospieszne zbędne mianowania w Kancelarii Prezydenta, przejęcie wrażliwych dokumentów w tej kancelarii i BBN, podpisanie bez stanowiska TK ustawy burzącej dotychczasowy ustrój IPN, itd. itp.)
Mamy jasną alternatywę, więc nie wahajmy się ani chwili w jedynym słusznym w tej chwili dziejowej wyborze dla Polski. Odbijmy z rąk PO najpierw urząd Prezydenta, a później większość parlamentarną zdolną do utworzenia stabilnego większościowego rządu. W tym rządzie powinny być reprezentowane wszystkie patriotyczne i propaństwowe siły w Polsce.